przez 6 godzin pozwoliła robić wszystko ze swoim ciałem
Spełniona w Biznesie to nie kolejny kurs biznesowy, których dziesiątki być może już przerobiłaś. Nie jest to też program o wskazówkach, które „pasują do każdego”. To mentoring szyty na miarę i współpraca, dzięki której zyskasz wgląd w swoją sytuację, odkrywając swoje podświadome, wewnętrzne potrzeby i motywacje
Podczas swojego ziemskiego życia Pan Jezus przygotowywał ludzi do przyjęcia daru, jakim jest On sam. Nauczał, że chleb jest pokarmem ziemskim. Mówił też, że Jego Ciało – Chleb Żywy to pokarm na życie wieczne. Kapłan na ołtarzu składa hostię, cieniutki biały chleb, aby stał się dla nas Chlebem Życia. Pamiętamy, że Pan
Podnieś prawą stopę i zacznij poruszać nią zgodnie ze wskazówką zegara. Następnie spróbuj „napisać” numer 6 za pomocą dużego palca. Większość osób zauważy, że bezwiednie zaczęła poruszać stopą w przeciwnym kierunku, gdyż zapisanie tego numeru wymaga ruchu przeciwstawnego do wskazówek zegara.
W mediach społecznościowych edukuje na temat wysokiej wrażliwości i zdrowia psychicznego. Z pasji fotomodelka, od niedawna mama. Choruje na mózgowe porażenie dziecięce. W październiku będzie panelistką ogólnopolskiej Konferencji Sekson organizowanej w Warszawie przez fundację Avalon *Napisz do autorki: paula.szewczyk@agora.pl
Dbaj o ciało i wygląd - ładnie się ubieraj, odwiedzaj fryzjera i kosmetyczkę. Staraj się porządnie wysypiać przynajmniej 7 godzin. 10. Pracuj z lustrem. Patrz sobie w oczy jak najczęściej. Niech twoja miłość do siebie rośnie! Wyrażaj ją regularnie. Patrząc w lusterko, rozgrzeszaj się ze swoich błędów.
Warum Flirten Verheiratete Männer Mit Anderen Frauen. Jakiś czas temu w pewnym zamkniętym gronie padła propozycja by dorośli już ludzie przypomnieli sobie czy ich właśni rodzice mieli tendencję do rzucania słów, tekstów, wywodów, które zostały w nas na zawsze i podcięły skrzydła. Kiedy zaczynałam lekturę komentarzy nie przypuszczałam, że może z tego powstać swoista szkoła dla rodziców. Dziś więc przytaczam te najczęściej pojawiające się odpowiedzi – warto je sobie przeczytać, choćby dlatego, że choć wielu z nas zakłada sobie, że hasła którego używał nasz rodzic nigdy przenigdy w stosunku do swojej latorośli nie użyje, to jednak w sytuacjach podbramkowych… to jakoś samo tak wychodzi. Scenariusz jeden: poradzisz sobie łamane przez nic nie umiesz „Przerabiałam przekonanie że ze wszystkim sobie poradzę, bo przecież zawsze radzę, nie? Jakże twarde było lądowanie ale odświeżające odkrycie że mogę nie. A gdy zawiodłam (o pierdoły najczęściej) to padało „po twojej siostrze to bym się spodziewał/a ale Ty?!” Do dziś mi dźwięczy w uszach.” „„Dobrze Ci poszło z tym konkursem/czymśtam, ale następnym razem pójdzie Ci jeszcze lepiej” „Przecież Ty nic nie umiesz zrobić” mimo najlepszej średniej w szkole, stypendiów, kilku wygranych konkursach, wygranych wyborach na przewodniczącego szkoły, sprzątaniu całego domu co tydzień od 11 roku życia, wyręczaniu brata itp, itd.„ „U mnie w drugą stronę. Ja zawsze byłam mądrą, grzeczną, dzielną dziewczynką, która ze wszystkim sobie poradzi. I jakoś tak wyszło, że najmniejsze potknięcie to dla mnie dramat, przy czym nie przyznawałam się nigdy nikomu, jeśli coś było nie tak. Wyzwań też za bardzo nie podejmowałam ze strachu przed porażką. Ogólnie żyję z poczuciem zmarnowanego potencjału. Skończyło się w szpitalu psychiatrycznym po próbie s. Co zabawne, tam tez usłyszałam „co pani tutaj robi? Z takim ilorazem inteligencji to powinna pani być na jakichś świetnych studiach”. I tak jest w sumie nadal. Ze wszystkim sobie poradzisz. A co jeśli nie? Wszystko mnie przerasta. Nie mam do nikogo pretensji, staram się tylko nie przyklejac zadnych etykiet swojemu dziecku. Ani dobrych, ani złych.” „Chyba najbardziej z tych starych tekstów bolało mnie twierdzenie, że jestem egoistką, „nigdy nie liczę się z nikim i z niczym” chociaż całe życie próbowałam jak taki mały, śmieszny, żałosny piesek spełnić oczekiwania rodziców, z pełną świadomością, że jest to niemożliwe, bo oni sami nie wiedzą, czego oczekują (zwłaszcza Mama, Tata lepiej w sensie oczekiwań, ale moja zdolność do spełniania ich tak samo nikła). Stąd powzięłam już bardzo wcześnie przekonanie, że jestem złym, beznadziejnym człowiekiem, i nigdy nie będę warta tego, żeby mnie zaakceptowali, więc świadomie próbowałam się nie starać, a nieświadomie wciąż starałam się bardzo. Generalnie miliony awantur i poczucie, że to ze mną jest wszystko źle i nie tak. Plus, rodzice często skarżyli się na mnie/wyśmiewali moje problemy do innych (rodziny, swoich znajomych), często w mojej obecności. Absolutnie zero szans żeby przy kimś obcym mama stanęła po mojej stronie.” „Już od pierwszych klas szkoły podstawowej słyszałam od taty „Ty jełopie”, „kapusto”, „dzieci i ryby…”, „Co wolno wojewodzie…” itp. A trzeba tutaj zaznaczyć, że uczyłam się dobrze, miałam zawsze świadectwo z paskiem i wyróżnienia… nawet jak już byłam dorosła i poszłam na studia to tata nie mógł wiedzieć o tym, że mi coś nie wyszło. Teraz mam XX lat i tata do tej pory nie wie, że miałam warunek. Muszę się cały czas ukrywać z tym, że mam tatuaże, z tym, że jeździłam na Woodstock.. generalnie muszę udawać kogoś kim nie jestem.” Scenariusz dwa: weź coś zrób ze swoim wyglądem „Ubrałaś się jak jakiś pajac”. A potem kiedy nie chciałam jakiegoś ciucha bo nie był w moim stylu „to ty masz jakiś styl?”. Do teraz wybieram bardzo bezpieczne zestawienia, do tego pracuję w miejscu w którym nie muszę się modowo wysilać. Wyborów modowych mojej córki nie komentuję nawet jak mnie rażą, mam nadzieję że tak zostanie.” „u mnie w drugą stronę – jedz więcej, będziesz najmniejsza, najchudsza itd. Do tej pory nie wiem czy to ja nie lubię mojej chudości czy patrzę na siebie przez pryzmat tego co słyszałam. Najlepsze, że słyszałam te teksty od rodzica, po którym właśnie tę chudosc odziedziczyłam. Teraz ciągle czuje się niewystarczająca, nieatrakcyjna.. Zupełny brak wiary w siebie i poczucie że muszę się starać o wszystko i za wszystkich a i tak nie jest ok. Ciężko bywa chwilami z tym żyć” „Ładna z Ciebie dziewczyna, tylko musisz jeszcze…” „Wkurzało mnie, jak 3 min przed wyjściem słyszałam komentarz „no chyba tak ubrana nie pójdziesz”. Do tej pory szukam swojego stylu. Zawsze ubierałam się ostatecznie jak mama chciała. A kiedy popełniać błędy ubraniowe, jak nie w wieku nastoletnim. I nie mówię tu o wyzywającym ubraniu” „Najbardziej chyba do dziś pokutuje we mnie poczucie, że nie mam gustu i nie potrafię samodzielnie podjąć decyzję odnośnie do własnego wyglądu, wystroju wnętrz etc. Przy każdej tego typu decyzji – ścięciu włosów, kupnie nowego ciucha, wykańczaniu mieszkania, mam z tyłu głowy pytanie, czy i jak zostanę skrytykowana.„ Scenariusz trzy: porównywanie, ciągłe, nieustające i zawsze „4? A czemu nie pięć? Tylko tyle? Pomijam epitety „ośle kwadratowy’ ale to co za mną szlo całe życie to chroniczny brak wiary w moje możliwości. Dysfunkcja ta objawia się tym, iż jestem pozbawiona umiejętności proszenia o pomoc. Wszystko sama robię, wiem i uznaję i wyporność na brak wiary, człowiek całe życie czuje że musi coś udowadniać, przez taki brak wiary. Odwracam ta monetę dzień w dzień wobec swoich dzieci wychowując je dokładnie odwrotnie.” „Nie konkretny tekst, ale schemat: „zrobiłam/udało mi się/u mnie dzieje się to i to” i reakcja „a co u X/jak poszło X?” Z konsekwencjami porównywania walczę do dziś, mimo że chwalona byłam bardzo często.„ „Klasyczna „a dlaczego nie szóstka? Skoro inni mogli to ty chyba tez?”, „jak to, to NIC się nie nauczyłaś?!” Gdy w liceum żeby zaliczyć trzeba było mieć 51% na sprawdzianie. „Taka mądra, taka inteligentna” – w efekcie tak bałam się porażek, ze wolałam nie podejmować ryzyka. W okresie nastoletnim bardzo krytykowała mój wygląd „co ty się tak bujasz” „o tak chodzisz o (tu przedrzeźnianie), „pomalowałabyś się trochę zobacz jak inne dziewczyny wyglądają” (a sama nienawidzi kobiecości i jest jej zaprzeczeniem). Krytykowała chyba wszystko, myślę ze mnie tym zaraziła i to wcale nie jest łatwe” „Czemu tylko czwórki? Zapytała mama, po wynikach z pisemnej matury…” „A nie mogło być lepiej?” kiedy z dumą pokazywałam swoje wyniki z egzaminów.” Typowe słowa od mamy: „4+ dostałaś tylko? A były lepsze oceny? A X co dostała, 5-? No widzisz, dało się lepiej…” „Nie odbieraj ziemniaków, zostaw to, tylko je obciachasz, mańkucie „, „Nie myj tych naczyń, bo lejesz za dużo wody, zostaw, ja to zrobię lepiej” „. „Ooo porównywanie to byl u mnie tez chleb powszedni.. A jak ja raz ośmieliłam użyć porównania to odpowiedź: a mnie X nie obchodzi.. Jasne…” „Nie umiem się w ogóle cieszyć własnymi osiągnięciami, bo od zawsze słyszałam, słynne ‚4 a nie 5?!’ (a nawet czemu tylko 18 punktów na 20…) i porównania. W kuchni wszystko robiłam źle lub za wolno (nauczyłam się większości rzeczy sama gotować, jak już miałam własną kuchnię). Ale najgorsze było ciągle krytykowanie tego co ubieram, bo ‚bez gustu’, ‚do niczego’, ‚jak ty wyglądasz?!’. Do dziś nie jestem nigdy pewna czy dobrze wyglądam i bardzo rzadko jestem zadowolona ze swojego wyglądu. Najgorsze jest coś innego… Że mogę się czymś cieszyć, ale jeśli tylko moja mama ma inne zdanie na ten temat i mnie skrytykuje, to zabiera mi momentalnie cała radość i zaczynam myśleć, że nie miałam racji.” Scenariusz cztery: twoje osiągnięcia są oczywiste i ignorowane „Moj kazdy sukces byl „oczywisty”, piatka czy szostka ze sprawdzianu „A Ty sie do niego uczylas chociaz?” „Bardzo wysoka średnia na koniec podstawowki i czerwony pasek na maturalnym swiadectwie i calkowite zero dumy z osiagniec. Moze tylko tego nie okazywali ale ja do dzis mam ogromny problem zeby byc z siebie dumna.” „Dołączam do klubu. Każde osiągnięcie to norma i oczywistość, ale jak się złapało tróję to z czym do ludzi…” „U mnie to samo ja mogłam stanąć na rzęsach i to i tak było normalne, ale jak mój brat ledwo zdał maturę to cud i święto w rodzinie.” Scenariusz pięć: to nie przystoi „Mnie baardzo denerwowało kiedy mama mówiła, że dziewczyny to powinny się zachowywać w określony sposób, a chłopcom to już więcej można darować. „Dziewczynka i taki bałagan w pokoju?” „Papieros w ustach paskudnie wygląda, zwłaszcza u dziewczyny” „kto to widział, żeby dziewczyna tak klęła”. Co ciekawe, od dziecka ostro się z tym nie zgadzałam i nie czuję negatywnego wpływu tych tekstów na osobowość, pamiętam tylko frustrację i sprzeczki z mamą, że głosi głupoty. Mama kładła też nacisk na bycie grzeczną, żeby nikt nic złego o nas nie powiedział, nie pomyślał. Myślę, że czesciowo przez to miewam czasem problem z asertywnością i stawianiem własnych granic – chociaż na szczęście już coraz rzadziej” „Ja jeszcze dorzucę „przestań tak tupać, dziewczynki tak nie chodzą” i „jak Ty się śmiejesz? Jak chachar jakiś”. Do dzisiaj nienawidzę, jak ktoś zwraca uwagę na mój śmiech. Nie jest jakiś dziwny, po prostu jest głośny. Nie ma nic gorszego, niż w taki sposób przerwać czyjś szczery śmiech.” Scenariusz sześć: bo jesteś starszy/starsza Jesteś starsza, to… (i tu wiele: ustąp, zrób etc). Bo miałam 2 młodszych braci. Skończyło się tym, że zawsze byłam nad wiek poważna, obowiązkowa, spięta i mam do tej pory problem z wyluzowaniem. Jeśli mój syn będzie miał rodzeństwo to będę musiała mocno się zastanowić nad wszystkim co do niego mówię w kontekście młodszego rodzeństwa.” „koszmar mojego dzieciństwa… Mam młodszego brata, a do tego kilkoro młodszych kuzynow i kuzynek i zawsze musiałam ustępować, niezaleznie od sytuacji ‚bo jesteś starsza’. Poczucie bezsilności i niesprawiedliwości pamiętam do dziś i nigdy (mam nadzieję) moje dziecko nie usłyszy tego argumentu.” „Posprzątaj za brata, przecież jesteś starsza”. „Musisz ustąpić. Bo jesteś starsza i koniec dyskusji.” Scenariusz siedem: Twoje emocje nie są ważne „Zaprzeczanie moim emocjom i problemom, ewentualnie wyśmiewanie ich, lub reagowanie złością, zamiast akceptacji i wsparcia. To mi dużo w życiu utrudniło. „ „Ja przy każdej awanturze z rodzicami, praktycznie aż do momentu wyprowadzki z domu, zaczynałam płakać, a rodzice komentowali, że zawsze muszę płakać, straszna ze mnie histeryczka – do tej pory jak zaczynam płakać z nadmiaru emocji, to źle się z tym czuję, jakbym coś złego robiła, albo na pokaz.” „Nic się nie stało, nie histeryzuj. Czy musisz ryczec przy każdej kłótni?” „Ech, ciężko mi nawet się zdecydować, żeby tu coś napisać, bo ‚zawsze się nad sobą użalasz’ i ‚inni mają prawdziwe problemy, a ty zawsze jesteś niezadowolona’, ‚przesadzasz’. Tak jest teraz, kiedy próbuję wytłumaczyć, co mnie bolało, albo boli do dziś.” I na koniec zwieńczenie długiej historii, której nie przytaczam, bo zawiera zbyt dużo szczegółów po których można by zidentyfikować autorkę. Ale te zdania, ostatnie zdania – one są obrzydliwie ważne: „Moi rodzice dali mi wszystko, co mogli. Ale nie zadbali o siebie i to wychodziło na każdym kroku. Nie pokazali mi tez, jak dbać o siebie. Staram się tego nauczyć . Bałam się, że nie nauczę tego dzieci.. ale one potrafią dbać o siebie , jeśli ich się nie popsuje . Wiec staram się nie popsuć.” A w was zostały jakieś słowa na zawsze? A może znaleźliście się w któryś z tekstów powyżej? Może warto dorzucić inne kategorie? Może dla innych rodziców to będzie miało działanie terapeutyczne, bo zawsze wiadomo, że milej robi się na serduchu, gdy wiemy, że to nie tylko my 😉
Kilogramy to nie wszystko,czyli jak schudnąć i wyrzeźbić ciało bez restrykcyjnej diety i efektu jo-jo„Nigdy się nie poddawaj! Wróć jutro i spróbuj ponownie”„Każdego ranka w Afryce budzi się gazela i wie, że musi biec szybciej niż lew, bo inaczej nie przeżyje. Każdego ranka budzi się lew i wie, że musi biec szybciej niż najwolniejsza gazela albo będzie głodował. Nieważne, czy jesteś lwem czy gazelą – kiedy wstaje słońce, wstań i pobiegaj” Nigdy, przenigdy się nie poddawaj. Jeśli coś ci nie wyszło, wróć jutro i spróbuj ponownie – i tak aż do skutku! W czasach pandemii, gdzie wkoło widziałam padające firmy i załamujących się ludzi, to właśnie ta postawa i sport uratowały moje zdrowie psychiczne. To treningom zawdzięczam to, że dalej żyję i kopię mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Z jednej strony trening siłowy, z drugiej bieganie, które niesamowicie ładuje akumulatory, oczyszcza głowę i daje moc na cały dzień. Bez względu na to, czy jesteś lwem, czy gazelą, wstań i zacznij się ruszać. Kamila Górecka-KirwielZastrzeżenie prawne:Informacje i rady zawarte w tym e-booku nie zastąpią profesjonalnej porady medycznej, dietetycznej ani sportowej. Przed zastosowaniem się do jakichkolwiek porad zawartych w niniejszej publikacji należy koniecznie skonsultować się z lekarzem i/lub dietetykiem. Przed podjęciem aktywności treningowej należy skonsultować się z wykwalifikowanym instruktorem. I. WstępNigdy nie byłam typem sportowca, nie trenuję od zawsze, nie mam sześciopaku na brzuchu (jeszcze😉). Jestem przeciętną kobietą po czterdziestce, której po wielu latach zaniedbań udało się wrócić do formy, zbudować nie idealną, ale zdrową i zrównoważoną sylwetkę i zredukować zbędną tkankę tłuszczową do akceptowalnego poziomu. Na początku drogi, gdy postanowiłam coś ze sobą zrobić, napotkałam na masę sprzecznych porad, w których kompletnie się pogubiłam. Fitnessowy żargon był mi obcy, a różne wskazówki dietetyczne sprawiły, że kompletnie nie wiedziałam, jak ćwiczyć i jeść, by schudnąć. Na własnej skórze przekonałam się, że trudno jest z gąszczu proponowanych planów treningowych i diet wyłowić te, które dadzą satysfakcjonujące efekty, nie niszcząc jednocześnie zdrowia. Wiele z propozycji, które można znaleźć w sieci, są nie dość, że nieskuteczne czy trudne do zrealizowania, to nawet w pewnych okolicznościach mogą okazać się dla nas niebezpieczne. Żeby wybrać coś dla siebie z tego chaosu, postanowiłam sięgnąć do podstaw, czyli poznać mechanizmy funkcjonowania ludzkiego ciała i dopasować do zdobytej w ten sposób wiedzy najlepszą i zgodną z nią strategię redukcji tkanki tłuszczowej. Przestudiowałam wiele wyników najnowszych badań, przeczytałam setki artykułów i wiele książek, wzięłam udział w kilkunastu szkoleniach, gromadząc niezbędną wiedzę. Na podstawie zdobytych na przestrzeni czasu informacji i doświadczeń zebrałam najskuteczniejsze strategie żywieniowe i treningowe, które być może pomogą także i tobie zyskać zdrowie i wymarzoną sylwetkę. Muszę jednak zaznaczyć, żebyś nie przyjmował zaprezentowanych w książce propozycji jako jedynej słusznej drogi. Jest to jedynie wybór strategii, którą w świetle obecnej wiedzy można uznać za skuteczną. Istnieje zapewne wiele innych, które również mają poparcie w licznych badaniach i przynoszą dobre rezultaty. Niestety mimo stale rosnącego poziomu wiedzy ludzki organizm nadal ma przed nami wiele tajemnic i zapewne upłynie jeszcze wiele czasu, zanim wszystkie one zostaną poznane i szczegółowo wyjaśnione. Walkę o siebie i swoje zdrowie rozpoczęłam, gdy ważyłam prawnie 79 kg przy wzroście 170 cm i miałam bardzo wysoki poziom tkanki tłuszczowej. Wyglądałam źle i tak też się czułam. Pewnego dnia uświadomiłam sobie, że z osoby o normalnej sylwetce – nie wiedząc kiedy – przemieniłam się w napuchniętą, ociężałą kobietę, która nie potrafi przebiec 100 m bez zadyszki. W ciągu około roku schudłam 18 kg, obniżyłam swój poziom BMI do wartości mieszczącej się w dolnej części normy, zredukowałam tkankę tłuszczową do zdrowego poziomu, zbudowałam mięśnie i cofnęłam wiek metaboliczny swojego ciała z 58 do 30 lat! Nie było łatwo. Musiałam wiele rzeczy w swoim życiu zmienić. Wiedziałam jednak, że nie chcę żadnych restrykcyjnych diet, morderczych treningów i innych praktyk, których nie będę w stanie stosować dłużej niż przez kilka tygodni czy miesięcy. Moim celem była trwała zmiana, która nie będzie wymagała ode mnie nadmiernych wyrzeczeń i nadludzkiego wysiłku. Obrałam strategię, która pozwoliła mi na osiągnięcie celu bez walki ze swoim ciałem, ale przy jego pełnej współpracy. Moim zdaniem to jest klucz do wszystkich trwałych zmian, jeśli chodzi o sylwetkę i inne aspekty naszego życia. W tej książce chcę się podzielić z tobą zdobytą wiedzą, byś nie musiała błądzić ani testować na sobie różnych, często nieskutecznych czy wręcz niebezpiecznych, metod. Zapraszam cię w podróż po twoją wymarzoną, zdrową i atrakcyjną sylwetkę. Na koniec wstępu kilka ważnych informacji o moich kwalifikacjach. Ukończyłam kurs trenera personalnego z elementami dietetyki, kurs trenera przygotowania motorycznego, a także posiadam uprawnienia instruktora rekreacji w specjalności jazda konna. Swego czasu prowadziłam własną szkółkę jazdy konnej i pracowałam zarówno z dziećmi, jak i z osobami dorosłymi. Ukończyłam szereg certyfikowanych kursów dotyczących dietetyki i sportu prowadzonych przez Centrum Szkoleń Sportowych, A4 Academy i Global Sports Academy. Brałam udział w wielu programach treningowych, poznając różne typy treningu. Ukończyłam program Motywator Marty Hennig, 90 dni do Bikini i Program Budowy Sylwetki Hollywood Michała Bieńko oraz Program Kształtowania Kobiecej Sylwetki A4 Academy. Jednym z najważniejszych szkoleń, które dało mi ogrom wiedzy, był rozbudowany Kurs Programowania Treningowego przygotowany przez Global Sports Academy. Nadal nieustannie się szkolę i poszerzam swoją wiedzę – jestem zdania, że proces uczenia się powinniśmy kontynuować przez całe życie. Jestem też cały czas aktywna fizycznie. Obecnie realizuję przygotowywane samodzielnie plany treningowe w zakresie treningu siłowego oraz regularnie biegam, walcząc o coraz lepsze rezultaty. Sport i zdrowe odżywianie to moje pasje, które mam zamiar kultywować do końca życia. Jeśli chcesz zobaczyć, jak wyglądała moja przemiana, zapraszam na sam koniec książki, a teraz życzę miłej lektury i sukcesu w realizacji twoich Dla kogo jest ta książka?Jeśli chcesz zyskać zdrową i zrównoważoną sylwetkę i pozbyć się na zawsze nadmiaru tkanki tłuszczowej, ale kompletnie nie wiesz, od czego zacząć, ta książka jest dla ciebie. Jeśli masz nadwagę, a za sobą kilka nieudanych prób redukcji lub zawsze byłaś w miarę szczupła, ale po ciąży czy słabszym okresie w swoim życiu przybrałaś nadliczbowe kilogramy i nie możesz sobie z nimi poradzić, tu znajdziesz wskazówki, które pomogą ci osiągnąć twój cel. Jeśli jesteś po trzydziestce, czterdziestce czy pięćdziesiątce i obawiasz się, że w tym wieku trudno jest schudnąć, tym bardziej polecam ci lekturę. Nie będę ukrywała, że ten proces nie będzie łatwy i szybki – nie ma dróg na skróty. Uwierz jednak, że może przebiegać on planowo i prowadzić cię krok po kroku do celu bez nadmiernych i niedorzecznych wyrzeczeń. Kluczem do zdrowej redukcji tkanki tłuszczowej i zbudowania pożądanej sylwetki jest cierpliwość i trzymanie się raz obranej strategii. Tylko takie podejście gwarantuje, że stracisz zbędne kilogramy, zachowując zdrowie i dobry humor, jednocześnie unikając efektu jo-jo. Tutaj muszę poczynić jedno zastrzeżenie – nie proponuję ci 30, 60 czy 90 dni intensywnego odchudzania, po którym nawet jeśli stracisz dodatkowe kilogramy, nie będziesz wiedziała, co robić dalej. To, co chcę ci przekazać, to nowy pomysł na siebie i plan na całe życie, dzięki któremu będziesz szczupła i zdrowa już zawsze. Chcę nauczyć cię współpracy z własnym ciałem, dostarczania mu odpowiednich substancji odżywczych w planowy i celowy sposób oraz stymulowania organizmu poprzez aktywność, co w połączeniu pozwoli ci świadomie zarządzać swoim życiem, zdrowiem i wyglądem. Z jednej strony ta zamian jest rewolucyjna, ale z drugiej, jeśli się zaangażujesz, odkryjesz, że proponowana metoda jest naprawdę przyjemna – wymaga wysiłku, ale i daje ogromną satysfakcję. Odkryjesz, że masz kontrolę nad tym, jak się czujesz i jak wygląda twoje ciało. Zauważysz, że poprzez swoje działanie możesz wpływać na to, co do tej pory wydawało się poza kontrolą. Nie spodziewaj się jednak gwałtownej redukcji wagi i spadku obwodów. Chociaż wiele osób może zauważyć pierwsze spektakularne efekty już po pierwszych 2–3 tygodniach, większość będzie musiała popracować na rezultaty nieco dłużej. Nie martw się tym i nie stresuj – pamiętaj, że nic, co trwałe i wartościowe, nie przychodzi łatwo i szybko. Daj sobie czas, myśląc o tym, że on i tak upłynie, ale jeśli nic nie będziesz robić lub rzucisz się na kolejną restrykcyjną dietę cud, nie dość, że go nie wykorzystasz, to jeszcze zmarnujesz, wracając szybko do poprzedniego stanu lub jeszcze go pogarszając. Zdaj sobie sprawę, że zwykle przybieranie na wadze prowadzące do nadwagi czy otyłości zajmuje kilka lat. Nie spodziewaj się więc, że to, co gromadziłaś przez tak długi czas, zniknie w miesiąc. Przedstawione tu metody będą prowadziły cię do celu powoli, małymi krokami, ale tylko w jednym kierunku – ku zdrowej i atrakcyjnej sylwetce, którą utrzymasz przez długie lata. Zobaczysz, że cały plan bazuje na kilku niezwykle prostych, ale i istotnych zasadach, których należy się po prostu trzymać. Zanim się spostrzeżesz, staną się one twoją drugą wszystkim musisz sobie uświadomić, że jedyną drogą do utraty zbędnych kilogramów jest ujemny bilans kaloryczny – czyli chudniemy wtedy, gdy z jedzeniem i piciem dostarczamy mniej kalorii, niż zużywa nasz organizm. Zapamiętaj, że tyjemy z nadmiaru kalorii, a chudniemy, gdy mamy deficyt kaloryczny. Nie daj więc sobie wmówić, że tyjemy tylko od jednego rodzaju pożywienia, a od innego chudniemy. Można przytyć, pochłaniając górę zdrowych przecież warzyw, ale przekraczając przy tym swoje zapotrzebowanie kaloryczne. Również dobrze można schudnąć, jedząc fast foody, ale utrzymując deficyt kaloryczny, nie jest to jednak dobra droga, bo taka dieta nie dostarczy nam wszystkich niezębnych składników odżywczych, za to na pewno będzie zawierała wiele szkodliwych dla organizmu substancji. Powszechnie twierdzi się, że w odchudzaniu 80% sukcesu to dieta, a jedynie 20% to odpowiedni trening. Jednak sam spadek wagi nie jest tym, do czego powinno się dążyć. Jeśli redukcja kilogramów będzie pochodziła z utraty uwodnienia i tkanki mięśniowej, a nie tłuszczu, to efektem końcowym będzie sylwetka określana jako skinny fat (chudy tłuścioszek). Utrata tkanki mięśniowej zaowocuje spadkiem zapotrzebowania na kalorie i jeśli po diecie powrócisz do poprzednich nawyków żywieniowych, szybko odzyskasz kilogramy, nawet z nawiązką. Dodatkowo kolejne odchudzanie będzie jeszcze trudniejsze, bo przy obniżonym zapotrzebowaniu na energię będziesz musiała wprowadzić jeszcze bardziej restrykcyjną dietę, której twój organizm może już nie udźwignąć. Wpadniesz w błędne koło, z którego bardzo trudno będzie się wydostać. Dlatego powinnaś swój plan skomponować ze wszystkich klocków, które ci podsuwam, i na równi dbać o odpowiednie odżywianie, jak i aktywność, która pozwoli ci ochronić tkankę mięśniową. O tym, dlaczego to tak ważne, przeczytasz w kolejnych odradzam wszystkie diety zalecające spożywanie 1500, 1200 czy (o zgrozo!) 1000 kcal na dzień i eliminujące całe grupy produktów, a także wszelkie detoksy – sokowe, koktajlowe czy inne długotrwałe głodówki. Odpowiednia dieta to taka, którą możesz stosować naprawdę długofalowo, a nie przez maksymalnie 30 dni. To taki sposób żywienia, który sprawi, że nie będziesz chodziła głodna, senna i rozdrażniona, ale nadal będziesz chudła i będziesz miała energię na aktywność fizyczną. Będziesz mogła nawet pozwolić sobie na lody, pizzę czy czekoladę, na napicie się wina lub piwa – a wszystko to bez wyrzutów sumienia, ponieważ pokażę ci, jak wkomponować w codzienne życie takie nadliczbowe kalorie i nie dopuścić, by popsuły one efekty wielotygodniowej pracy. Nie ma nic gorszego niż jednorazowa wpadka, po której mamy poczucie winy i jesteśmy o krok od tego, by całkowicie zarzucić wszelkie starania. Nie da się całe życie nie jeść lodów czy pizzy, ważne, by nie traktować zjedzenia tego typu produktów jako niewybaczalnego grzechu, po popełnieniu którego nie ma już powrotu na wcześniej obraną drogę. Pokażę ci, jak jeść wszystko, jednocześnie nie rezygnując ze zdrowego stylu życia i nie fundować sobie niepotrzebnych wyrzutów sumienia. Jest bardzo prawdopodobne, że po lekturze tej książki będziesz potrafiła sama ustalić odpowiednią kaloryczność diety, rozkład makroskładników i ułożyć cały jadłospis. Jeśli jednak nie będziesz miała czasu czy chęci, by się tym zająć, podpowiem, jak wybrać i ocenić dietetyka, który wykona tę część pracy za ciebie. Zdecydowanie jednak zachęcam do zdobywania wiedzy i uczenia się zasad zdrowego żywienia także we własnym zakresie. Dzięki temu już zawsze będziesz potrafiła samodzielnie układać jadłospisy dla siebie i swojej rodziny, wybierając produkty, które są odżywcze i zdrowe. Dobór rodzaju aktywności fizycznej, ćwiczeń, częstotliwości treningów oraz ich intensywność dopasujesz do swojego trybu życia czy możliwości, bazując na wiedzy, którą ci przekażę. Będziesz wiedziała, jaką formę aktywności wybrać, jak ocenić proponowane przez różnych trenerów plany treningowe czy wybrać osobę, z którą będziesz w tym zakresie współpracowała. Oprócz samych treningów zalecam ci także podejmowanie spontanicznych aktywności i rekreację – tam, gdzie jest to możliwe, zamiast samochodu wybierz spacer czy rower, zamiast kolejnego wieczoru na kanapie – wypad na rolki lub basen, zamiast leżenia plackiem na plaży – zabawę piłką do siatki. Te drobne zmiany sprawią, że w codziennym, a tym bardziej tygodniowym rozrachunku spalisz znacznie więcej kalorii i poczujesz przypływ nowej energii. Uświadom sobie, że regularna aktywność fizyczna to nie jest luksus dla wybranych, ale coś, co każdy powinien włączyć do swojego życia, by zachować zdrowie, sprawność i radość życia. Gdy tylko zaczniesz się więcej ruszać, odkryjesz, że aktywność fizyczna jest tak samo uzależniająca jak słodycze, tylko nieco zdrowsza. W trakcie ruchu wydzielają się hormony szczęścia, które sprawiają, że czujemy się naprawdę rewelacyjnie i chcemy więcej. Istotne jest także, by od czasu do czasu robić coś nowego, tak żeby codzienna rutyna treningowa nie prowadziła do nudy i zniechęcenia. Równie ważne jest zapewnienie sobie odpowiedniego czasu na regenerację. Osoby, które zaczynają ćwiczyć, często są tak zachwycone swoim samopoczuciem i widocznymi efektami, że mają problem, by pozwolić sobie na odpoczynek od treningów. Tymczasem regeneracja jest bardzo istotna, ponieważ daje naszemu układowi nerwowemu i mięśniom czas na odbudowę i odpoczynek, dzięki czemu stajesz się silniejsza i przygotowujesz się do następnych wysiłków – jeśli zadbasz o odpowiednią regenerację, kolejny trening pójdzie ci jeszcze łatwiej. Ponieważ jestem zwolenniczką wykorzystywania nowinek technicznych w codziennym życiu, podpowiem ci także, które z nich pomogą ci w całym procesie – z jednej strony za ich pomocą będziesz kontrolowała, czy zmierzasz w dobrym kierunku, z drugiej dzięki nim zyskasz motywację, bo pozwolą obserwować zmiany, które będą zachodziły w twoim ciele, a których nie dostrzeżesz gołym okiem. Na koniec uwaga dotycząca stanu zdrowia. Jeśli masz lub podejrzewasz jakiekolwiek schorzenia, jak np. niedoczynność tarczycy, Hashimoto, SIBO, zespół policystycznych jajników, insulinooporność i hiperinsulinemia, zespół Cushinga lub przyjmujesz leki – zwłaszcza farmaceutyki stosowane w leczeniu padaczki, cukrzycy typu 2 czy depresji, powinnaś zdecydować się na indywidualną współpracę z trenerem i dietetykiem. Jeśli natomiast masz wadę postawy, poważne problemy z mobilnością czy jesteś po ciężkich kontuzjach, jakąkolwiek aktywność fizyczną powinnaś poprzedzić konsultacją medyczną i wizytą u fizjoterapeuty. W powyższych przypadkach zdecydowanie odradzam działanie na własną rękę – może to przynieść więcej szkody niż pożytku. Czasem wprowadzenie odpowiedniej suplementacji, zaleconej przez dietetyka na podstawie analizy wyników badań, pozwala na tak dużą poprawę stanu organizmu, że to, co wcześniej wydawało się nieosiągalne, a tak jest często z redukcją tkanki tłuszczowej u osób z problemami z tarczycą czy zaburzoną gospodarką cukrowo-insulinową, staje się realne. Jeśli jesteś osobą bardzo otyłą (otyłość 2 i 3 stopnia), skup się w pierwszej kolejności na redukcji tkanki tłuszczowej i zmniejszeniu masy ciała. Zastosuj się do wskazówek dietetycznych, ale zrezygnuj z intensywnych treningów. Postaw na basen, spacery, spokojną rekreację i spontaniczną aktywność. Regularne treningi włącz dopiero, gdy nieco schudniesz i wzmocnisz ciało. Zaczynaj od tych najprostszych ćwiczeń z obciążeniem własnego ciała, krótszych zestawów z mniejszą liczbą powtórzeń i serii – z czasem będziesz robić postępy i dokładać kolejne cegiełki do twojej dziennej aktywności. Szczególnie u osób otyłych i z dużą nadwagą, które dodatkowo są mało aktywne fizycznie, warto zwrócić uwagę na podaż węglowodanów w diecie i mocno je ograniczyć. Więcej o zaleceniach dietetycznych przeczytasz w dalszej części Dlaczego tradycyjne podejście nie działaJeśli zapytamy przeciętnego Kowalskiego o to, jak schudnąć, zapewne usłyszymy, że najlepsza metoda to mniej jeść i więcej się ruszać. Proste! Jednak gdyby to było takie łatwe, to ludzi otyłych czy z nadwagą byłoby znacznie mniej. Każdy, kto próbował zrzucić kilka lub więcej kilogramów zgodnie z tym popularnym zaleceniem, wie, że nie jest to takie proste. Nawet jeśli uda się schudnąć, to bardzo często po powrocie do starych nawyków żywieniowych kilogramy wracają, i to często z nawiązką, a nasze ciało wcale nie wygląda lepiej mimo niższej wagi. Gdzie więc tkwi błąd? Jedną z podstawowych przyczyn nieudanych prób odchudzania jest niezrozumienie mechanizmu, który powoduje tworzenie nowych komórek tłuszczowych lub akumulację kwasów tłuszczowych w istniejących już komórkach w naszym organizmie (popularnie zwane odkładaniem się tkanki tłuszczowej), oraz procesu odwrotnego, czyli prowadzącego do jej redukcji. Kolejna to brak wiedzy na temat działania ludzkiego metabolizmu i stosowanie diet ze zbyt małą podażą kalorii oraz niewłaściwym rozkładem makroskładników – tłuszczów, białek i węglowodanów. Jeśli odchudzamy się sami, często sięgamy po dietę cud z internetu określającą dzienną kaloryczność na 1000, 1200 lub 1500 kcal, nie zdając sobie przy tym sprawy z tego, że taka podaż kalorii może nie pokrywać nawet zapotrzebowania związanego z tzw. podstawową przemianą materii, czyli energią, jaką nasz organizm zużywa do tego, by podtrzymywać funkcje życiowe. W takiej sytuacji organizm odczyta nasze działanie tak jakby na świecie nagle zabrakło jedzenia i będzie się bronił, uruchamiając odpowiednie strategie mające na celu ochronę przed zagłodzeniem. Ostatnim, do czego będzie skłonny, będzie redukcja tkanki tłuszczowej, a po drodze będzie wyłączał kolejne uznane przez niego za niekonieczne do przetrwania funkcje jak np. reprodukcja. Jednym z rezultatów może być utrata miesiączki, która pojawia się w sytuacji skrajnego niedoboru tłuszczów niezbędnych np. do tworzenia hormonów – znaczenie ma tu procent tkanki tłuszczowej w ciele. Nawet dietetycy potrafią popełniać ten błąd i rozpisywać bardzo restrykcyjne diety, do tego złożone z 5–6 posiłków dziennie, których przeciętny pracujący zawodowo człowiek nie jest w stanie przygotować. Diety redukcyjne oparte na tradycyjnych metodach żywienia zakładają także bardzo dużą podaż węglowodanów, które jemy praktycznie przez cały dzień, do każdego posiłku. W ten sposób bardzo negatywnie wpływamy na mechanizm regulujący poziom cukru we krwi i napędzamy spiralę głodu. O tym, jak temu zaradzić, przeczytasz w rozdziale dotyczącym diety. Kiepska dieta w połączeniu z zalecanymi zwyczajowo ćwiczeniami kardio (np. bieganie czy treningi z popularnymi celebrytkami) powodują, że chudniemy, ale organizm wcale nie pozbywa się tkanki tłuszczowej, a redukcja wagi to głównie wynik utraty wody i mięśni. Nawet jeśli schudniemy, to nie osiągniemy w ten sposób zdrowej, sprężystej sylwetki. Będziemy lżejsi, ale tłuszcz zostanie, a do tego możemy doprowadzić do sporych niedoborów i wyniszczenia organizmu, co objawi się w postaci np. pogorszenia stanu skóry, włosów i paznokci, zmęczenia, braku energii, kiepskiego snu, utraty miesiączki, a także wielu innych, często znacznie poważniejszych skutków. Co najgorsze, jeśli po takim odchudzaniu wrócimy do starych nawyków, szybko odzyskamy utracone kilogramy – i to z nawiązką! W konsekwencji jeśli w przyszłości podejmiemy kolejną próbę redukcji wagi, nasz organizm będzie już „mądrzejszy” i będzie się bronił ze zdwojoną siłą przed pozbywaniem się tkanki tłuszczowej. Wpadamy w pętlę, z której poprzez zaburzony metabolizm będzie nam bardzo trudno wyjść. Bez pomocy naprawdę profesjonalnego dietetyka i trenera prawdopodobnie się to nie uda. Inne ważne, a często lekceważone aspekty odchudzania to odpowiednia regeneracja nocna i minimalizowanie poziomu stresu. Zarówno zły sen, jak i wysoki poziom kortyzolu – hormonu stresu – skutecznie utrudniają lub nawet uniemożliwiają odchudzanie. O tych wszystkich problemach i sposobach na ich przezwyciężenie przeczytasz w dalszej części książki. 1. Skąd bierze się tłuszczMagazynowanie tkanki tłuszczowej ma swoje korzenie u zarania historii ludzkości. Kiedyś ludzie musieli ciężko się napracować, żeby zdobyć pożywienie. Polowania nie zawsze okazywały się udane i trzeba było liczyć się z długotrwałym brakiem pożywienia. Innym razem udawało się zdobyć tyle żywność, że nie sposób ją przejeść, a przechowywanie jej przysparzało trudności, dlatego najadano się niejako na zapas. Ewolucja wykształciła więc mechanizm, który pozwala na magazynowanie zapasów energii, z których można czerpać w okresach zmniejszonej podaży pożywienia. Obecnie ten doskonały poniekąd mechanizm nie do końca się sprawdza, gdyż przeciętny mieszkaniec krajów rozwiniętych ma stały dostęp do pożywienia i często korzysta z niego w niekontrolowany, nadmierny sposób. Organizm więc magazynuje ten nadmiar w tkance tłuszczowej, gromadzącej się głównie pod skórą oraz w brzuchu. Zwłaszcza ten drugi rodzaj tłuszczu, zw. wisceralnym, jest dla nas niekorzystny. Utrudnia on pracę narządów wewnętrznych i prowadzi do ich otłuszczenia. Otyłość brzuszna prowadzi do rozmaitych dysfunkcji i przyczynia się do zapadania na choroby takie jak np. insulinooporność, zespół policystycznych jajników czy cukrzyca typu 2. Tłuszcz podskórny pełni natomiast wiele pożytecznych funkcji – produkuje lub uczestniczy w produkcji ponad 20 różnych związków niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Bardzo ważne jest, zwłaszcza dla kobiet, by zachować bezpieczny poziom tkanki tłuszczowej. Zbytnia jej redukcji prowadzi do wielu zaburzeń hormonalnych jak np. utrata miesiączki. Dlatego tak istotne jest, by kontrolować poziom tkanki tłuszczowej w organizmie i polegać na tym wskaźniku bardziej niż na tradycyjnie stosowanym BMI (Body Mass Index). Można mieć BMI w normie, mając jednocześnie bardzo wysoki poziom tkanki tłuszczowej względem mięśni. I odwrotnie – osoba o dużym udziale tkanki mięśniowej może mieć zbyt wysokie BMI, mimo że ma bardzo niski poziom tłuszczu. Więcej o BMI i pomiarze kompozycji ciała przeczytasz w następnych rozdziałach. Podsumujmy: tkanka tłuszczowa tworzy się, gdy spożywamy więcej kalorii, niż zużywamy. Organizm wykorzystuje do tego mechanizm pozwalający na magazynowanie zapasów na tzw. chude lata. Jeśli jednak te gorsze czasy, z mniejszą podażą pożywienia, nie nadchodzą, a my ciągle dostarczamy kalorie z nadwyżką, tworzą się coraz większe pokłady tkanki tłuszczowej. Kiedyś uważano, że na przyrost tkanki tłuszczowej wpływa spożywanie dużej ilości tłuszczów. Dzisiaj wiemy już, że winny jest dodatni bilans kaloryczny oraz głównie cukry, których spożywamy bardzo dużo, często przekraczając tym samym nasze zapotrzebowanie energetyczne. Organizm potrafi czerpać energię z węglowodanów i tłuszczów, białka to głównie magazyn budulcowy, z którego w pewnych warunkach również można uzyskać glukozę, ale w tej chwili nie będziemy się tym zajmować. Nasza tkanka tłuszczowa przechowuje dostarczoną energię w postaci trójglicerydów będących tłuszczami prostymi. Tłuszcze dostarczamy oczywiście w pożywieniu, jednak sam proces ich przetwarzania i wchłaniania, ze względu na bardzo złożoną budowę tłuszczów, jest skomplikowany i długotrwały. Ze względu na dłuższe trawienie i przyswajanie tłuszcze na długo zapewniają poczucie sytości. Inaczej w przypadku węglowodanów, zwłaszcza prostych, z którymi ludzkie ciało radzi sobie o wiele sprawniej. Nasz organizm przyswaja je bardzo dobrze i szybko, następnie przetwarza na trójglicerydy i w przypadku nadwyżki kalorycznej w diecie przechowuje właśnie w tkance tłuszczowej. Problem leży więc w nadmiernej podaży kalorii i węglowodanów, zwłaszcza prostych, oraz zbyt częstym ich spożywaniu, co prowadzi do rozchwiania gospodarki cukrowej w organizmie i sprzyja ciągłemu odczuwaniu głodu, przez co jemy więcej i więcej. Nie znaczy to oczywiście, że należy w ogóle zrezygnować z węglowodanów w diecie, ale warto zastanowić się nad ich ilością i jakością, zwłaszcza jeśli nie uprawiamy intensywnie sportu, a prowadzimy mniej aktywny tryb życia. Przede wszystkim zaś musimy zadbać, by nie dostarczać więcej energii, niż jesteśmy w stanie zużyć. 2. Węglowodany Współczesna dieta przeciętnego Kowalskiego składa się głównie z węglowodanów – jemy je każdego dnia do niemal każdego posiłku. Gdy spożywamy produkt zawierający węglowodany, nasz organizm przetwarza je do glukozy, której poziom we krwi gwałtownie rośnie. W odpowiedzi uwalniana jest insulina, która ma za zadanie wyrównać poziom cukru. Im większy wyrzut glukozy, tym większy wyrzut insuliny, która obniża poziom cukru we krwi, często do pułapu niższego niż przed jedzeniem. W efekcie już po krótkim czasie od posiłku bogatego w cukry jesteśmy znowu głodni. Wszystko polega na szybkości trawienia danych węglowodanów. Produkty zwierające cukry proste, takie jak cukier, chleb, słodycze itd. są trawione bardzo szybko, co powoduje znaczący wzrost poziomu cukru we krwi tuż po ich spożyciu. To z kolei jest sygnałem dla insuliny – odpowiedzialnej za stymulację procesu transportu glukozy do komórek i obniżanie poziomu cukru. Jeśli organizm nie jest w stanie wykorzystać więcej glukozy, to wątroba przekształca tę nadwyżkę w trójglicerydy, które następnie wraz z krwią wędrują do tkanki tłuszczowej i są magazynowane jako rezerwa energetyczna. I tak powstają znienawidzone oponki i boczki. Można to sobie wyobrazić tak, że w momencie gdy w naszej krwi jest zbyt dużo paliwa, trzustka wydziela insulinę, która zmagazynuje jego nadmiar na później. Jeśli paliwa we krwi jest zbyt mało, trzustka wydzieli antagonistę insuliny, czyli glukagon, który uwalnia paliwo z magazynów. Ustalmy też jedno – nie można powiedzieć, że insulina jest naszym wrogiem. Oprócz tego, że zwiększa ona transport glukozy i odpowiada za jej przekształcenie w magazynowalną formę, czyli glikogen (przechowywany w wątrobie i mięśniach) oraz przyspiesza produkcję tłuszczów z nadmiaru cukrów i aminokwasów oraz ich odkładanie w tkance tłuszczowej, jest ona także naszym sojusznikiem w budowaniu mięśni. To ona ułatwia wejście do komórek aminokwasów i pobudza syntezę białek. Insulina jest bardzo silnie anaboliczna, czyli wspiera wszelkie procesy budulcowe w organizmie, w tym także te odnoszące się do tkanki mięśniowej. Warto także rozwinąć temat wspomnianego wyżej glukagonu, który jest antagonistą insuliny i ma działanie kataboliczne, czyli sprzyjające rozpadowi. Glukagon uwalnia zmagazynowany glikogen z wątroby i tkanki mięśniowej. Zapobiega on hipoglikemii, czyli nadmiernemu spadkowi poziomu cukru we krwi. Jego wydzielanie zwiększa się pod wpływem wysiłku, stresu i po posiłkach bogato białkowych. Stymuluje on też uwalnianie kwasów tłuszczowych i ich spalanie na potrzeby energetyczne organizmu. 3. Białko i tłuszczeDużo było o węglowodanach, przejdźmy więc teraz do tłuszczów i białka. Przypomnijmy, że 1 g tłuszczów daje około 9 kcal, a 1 g białka – 4 kcal (czyli tyle samo, co 1 g węglowodanów). Węglowodany i tłuszcze to źródła energii dla naszego organizmu. Białka pełnią głównie funkcję budulcową, dlatego tak ważne jest utrzymywanie ich optymalnego poziomu w diecie u osób chcących ochronić lub rozbudować tkankę mięśniową. Trawimy je wolniej niż węglowodany, a uczucie sytości utrzymuje się dłużej. Tłuszcze, mające zerowy indeks glikemiczny, nie powodują intensywnego wydzielania insuliny. Są one przez nasz organizm przetwarzane i wchłaniane znacznie wolniej niż węglowodany. Ich dodanie do produktów węglowodanowych może także spowolnić wzrost poziomu cukru we krwi, a tym samym złagodzić intensywność wyrzutu insuliny. Po posiłku białkowo–tłuszczowym nie będziemy głodni przez wiele godzin. W przypadku węglowodanów, zwłaszcza prostych, przeciwnie – po nich poczujemy głód z reguły już po 2–3 godzinach od jedzenia. Posiłki białkowo-tłuszczowe pozwalają także na maksymalizację kaloryczności przy stosunkowo małej objętości. Tłuszcz daje nam energię, a białko stanowi cenny materiał budulcowy, wspierający budowę tkanki mięśniowej. Ograniczając podaż węglowodanów na rzecz tłuszczów i uzupełniając dietę odpowiednią ilością białka, można więc jeść mniej i rzadziej, a czuć się sytym i mieć mnóstwo energii. Więcej przeczytacie o tym w kolejnych rozdziałach, opracowano bowiem ciekawe strategie żywieniowe, które będą pomocne w procesie redukcji tkanki tłuszczowej, w przeciwieństwie do tradycyjnych diet odchudzających zakładających bardzo niską kaloryczność, na których trudno jest wytrzymać przez więcej niż 4 tygodnie, a jeszcze trudniej włączyć aktywność fizyczną na jakimkolwiek poziomie. 3. Kontrola apetytu Ważną rolę w procesach metabolicznych odgrywają także leptyna i grelina. Leptyna to strażnik, który pilnuje naszych zapasów tłuszczu poprzez oddziaływanie na poczucie sytości. Jeśli poziom leptyny jest wysoki, czujemy się najedzeni. Gdy jej poziom spada, jest to sygnał dla organizmu, że warto coś wrzucić na ruszt. Jeśli chudniemy i tracimy tkankę tłuszczową, która to produkuje leptynę, obniża się także wydzielanie samej leptyny. Organizm stara się wtedy wprowadzić oszczędności, bo odnosi wrażenie, że grozi nam zagłodzenie. Stajemy się mniej skłonni do podejmowania jakiejkolwiek aktywności i spada nasza podstawowa przemiana materii. Przy długotrwałej i agresywnej redukcji może nawet dojść do wyłączenia funkcji, które nie są kluczowe z punktu widzenia przeżycia, np. zastopowane zostają procesy związane z reprodukcją, stąd utrata miesiączki u intensywnie odchudzających się kobiet. U osób otyłych poziom leptyny jest zwykle wysoki, a to ze względu na dużą ilość tkanki tłuszczowej, która ją produkuje. Wydaje się więc, że powinny one mieć dużo wyższe poczucie sytości i mniejszy apetyt. Niestety tak nie jest. Jeśli w organizmie utrzymuje się stale bardzo wysoki poziom leptyny, dochodzi do rozwinięcia się oporności na nią, tak jak to ma miejsce w przypadku insulinooporności, gdy receptory nieustannie bombardowane insuliną przestają na nią reagować. To samo dzieje się w przypadku utrzymującego się stale wysokiego poziomu leptyny – receptory zaczynają ją ignorować. To dlatego osoby otyłe – mimo że jedzą bardzo dużo – są ciągle głodne. Znając mniej więcej mechanizm działania leptyny, warto wprowadzić drobne zmiany w codziennym życiu, które pozwolą nam wykorzystać jej właściwości. Starajmy się jeść powoli i wybierajmy pokarmy nieprzetworzone i nierozdrobnione. Im dłużej zajmujemy się obróbką pokarmu (gryzieniem i żuciem) i im wolniej jemy, tym więcej leptyny uda się wydzielić, a tym samym poczujemy sytość, choć zjemy mniej, niż gdybyśmy szybko przełykali większe porcje jedzenia. Dużą rolę w odczuciu głodu odgrywa grelina produkowana przez komórki okładzinowe żołądka. Grelina odpowiada za znane nam wszystkim burczenie w brzuchu. Na spadek jej poziomu wpływają wzrost stężenia insuliny i regularne ćwiczenia fizyczne. Na wzrost natomiast – a co za tym idzie, również pojawienie się odczucia głodu – wpływa stres i niedobór lub słaba jakość snu. Istotne znaczenie ma także rozmiar żołądka – im jest on bardziej rozciągnięty, tym więcej greliny wyprodukuje. Oczywiście powyższe opisy są dużym uproszczeniem, procesy metaboliczne są o wiele bardziej złożone, jednak na potrzeby tej publikacji dobrze oddają one mechanizmy odgrywające dużą rolę w redukcji tkanki tłuszczowej. 5. Jak znika tłuszczU kobiet idealna zawartość tkanki tłuszczowej wynosi 20–25% masy ciała. U mężczyzn jest to 10–20%. Przekraczanie tych granic zarówno w górę, jak i w dół niesie za sobą negatywne konsekwencje dla zdrowia i funkcjonowania organizmu dlatego tak ważne jest, by utrzymywać zrównoważony poziom tkanki tłuszczowej. W tej książce skupiamy się na redukcji jej nadmiaru, dlatego też ograniczę się właśnie do tego tematu. Jak więc sprawić, by nadmiar tłuszczu zniknął? Zacznijmy od tego, że spalanie tłuszczu polega wyłącznie na zmniejszeniu wielkości komórek tłuszczowych– nie jesteśmy w stanie zredukować ich liczby poprzez dietę czy aktywność fizyczną. Dotychczas nie wynaleziono lepszego sposobu niż deficyt kaloryczny, czyli dostarczanie organizmowi mniej kalorii, niż zużywa, najlepiej w połączeniu dodatkowym ruchem. Pierwszym etapem spalania tkanki tłuszczowej jest mobilizacja, a następnie uwalnianie kwasów tłuszczowych z jej wnętrza – ten proces to lipoliza. Jej szybkość zależy od kilku czynników: Bilans kaloryczny – spalanie tłuszczu będzie zachodzić wtedy, gdy nasz bilans kaloryczny okaże się niższy niż nasza całkowita przemiana materii (CPM), czyli ilość energii niezbędnej do utrzymania funkcjonowania organizmu (podstawowa przemiana materii – PPM) plus energia zużywana na codzienne czynności i treningi. Od całkowitej przemiany materii odejmujemy pewną liczbę kalorii, stwarzając w ten sposób deficyt energetyczny. Aktywność fizyczna i treningi pozwolą nam zwiększyć zużycie energii, co powinno przyspieszyć redukcję tkanki tłuszczowej. Pamiętaj, żeby nigdy nie obniżać dziennej kaloryczności poniżej wartości PPM. Więcej o wyliczaniu PPM, CPM i ustalaniu kaloryczności diety na redukcji przeczytasz w rozdziale poświęconym temu komórek tłuszczowych – okazuje się, że uwalnianie kwasów tłuszczowych jest łatwiejsze, gdy komórki są duże. Im mniejsza komórka, tym staje się ono trudniejsze. Znaczy to tyle, że osoby z dużą nadwagą szybciej zauważą efekty spalania tłuszczu niż te, które mają jedynie niewielki poziom zbędnej tkanki tłuszczowej. Nie znaczy to, że szczuplejsze osoby nie będą miały efektów, ale zdecydowanie szybsze i bardziej widoczne będą one u tych z większą nadwagą. Chyba każdy, kto próbował zrzucić ostatnie 3–5 kg, spotkał się z tym problemem. Jeśli ciebie on też dotyczy, nie martw się, znajdziemy radę i na to. Umiejscowienie i rodzaj tkanki tłuszczowej – im większa zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych w danej komórce, tym łatwiejsze spalanie, a im więcej nasyconych, tym trudniejsze. Niestety niektóre partie sylwetki, jak uda czy pośladki, mają przewagę tego drugiego rodzaju kwasów tłuszczowych, stąd te części ciała będą najbardziej oporne. Utrata tłuszczu z tych partii związana jest z obecnością odpowiednich receptorów lub ich brakiem. U kobiet i mężczyzn miejsca te rozłożone są cukrowa w organizmie – bardzo istotna jest nasza wrażliwość na insulinę. Jeśli mamy wysoki poziom insuliny we krwi, utrzymujący się przez długi czas, spalanie tłuszczu będzie utrudnione. Insulina hamuje proces uwalniania kwasów tłuszczowych z tkanki (lipolizę). Zjawisko to jest szczególnie istotne u osób z insulinoopornością i hiperinsulinemią. Sen – dobra regeneracja nocna, czyli odpowiednio długi sen (najlepiej 7–8 godzin na dobę) z odpowiednią proporcją snu płytkiego, głębokiego i fazy REM oraz bez niepotrzebnych przebudzeń to naturalny przyspieszacz spalania tkanki tłuszczowej. Jeśli się nie wysypiamy, często doświadczamy efektów zmian czasu z powodu podróży czy pracujemy na różne zmiany, możemy mieć problem z efektywną regeneracją nocną. Pomocne może być wdrożenie odpowiednich zachowań i rytuałów wspomagających zasypianie i dobry sen (jak np. unikanie urządzeń emitujących światło niebieskie przed snem) czy okresowe przyjmowanie melatoniny. Zalecane są mniejsze dawki niż zwyczajowo dostępne w preparatach z apteki. Te mają zwykle 5 mg na tabletkę, zdecydowanie wystarczy 1–2 mg. Przyjmowanie melatoniny nie jest też rozwiązaniem do długofalowego stosowania, należy przede wszystkim dążyć do usunięcia czynników zaburzających sen i naturalnej regulacji tego kluczowego dla zdrowia procesu. Stres – stres jest nieodłącznie związany z kortyzolem, który nazywany jest hormonem stresu właśnie. Jego wysokie stężenie w organizmie skutecznie utrudnia redukcję tkanki tłuszczowej. Jeśli doświadczasz silnego stresu, zwłaszcza długofalowo, koniecznie wdróż ćwiczenia oddechowe czy medytację – te proste zabiegi bardzo pomagają zredukować poziom stresu. Z dostępnych na rynku preparatów pomocnych w walce z tym problemem polecam ashwagandhę lub adaptogen, który najlepiej przyjmować doustnie w postaci kropli. Przed decyzją o suplementacji warto zbadać poziom kortyzolu we krwi. Załóżmy, że robimy wszystko dobrze i kwasy tłuszczowe zostają uwolnione z tkanki tłuszczowej do krwi. To właśnie teraz zachodzi tzw. spalanie tłuszczu, które tak naprawę jest procesem utleniania. Przebiega on głównie w mięśniach szkieletowych, ale może także zachodzić w sercu czy wątrobie. Podczas reakcji z tlenem kwas tłuszczowy rozkładany jest na energię, którą wykorzysta nasz organizm, oraz wodę i dwutlenek węgla, które zostaną wydalone. Ot i cały sekret. 6. Mity dotyczące odchudzania W temacie odchudzania bardzo łatwo jest się pogubić – istnieje wiele pseudo teorii i powtarzanych bezrefleksyjnie „prawd”, które nie mają żadnego lub niewielkie uzasadnienie w faktach. Część z nich jest już po prostu nieaktualna i nie wytrzymuje konfrontacji z wynikami najnowszych badań. Przyjrzyjmy się kilku najpopularniejszym mitom dotyczącym odchudzania i aktywności mniej tłuszczówJak już wspomniałam, jednym z mitów, w które wciąż wierzy wiele osób, jest twierdzenie, że na redukcję tkanki tłuszczowej pozytywnie wpływa ograniczenie tłuszczów w diecie. Jak już wiemy z poprzedniego rozdziału, to jednak ogólna nadwyżka kaloryczna oraz zbyt duża i często niekontrolowana podaż węglowodanów, zwłaszcza prostych, są problemem. Nadmiar węglowodanów w diecie w połączeniu ze zbyt małą podażą białka i dużym udziałem wysoko przetworzonej żywności czy tłuszczów trans należą do najczęściej popełnianych błędów dietetycznych. Aby pozbyć się zbędnej tkanki tłuszczowej, powinniśmy więc jeść mniej niż faktycznie potrzebujemy (o około 300–500 kcal) i jednocześnie bazować na odpowiednio zbilansowanej diecie dostosowanej do naszego stylu życia i aktywności uwzględniającej wysoko odżywcze i nisko przetworzone produkty spożywcze. Dieta 1000 kcalInny mit dotyczy kaloryczności diety w czasie redukcji. Absolutnie nieskuteczne, a nawet szkodliwe, są diety zakładające spożywanie 1500, 1200 czy mniej kilokalorii dziennie. Nigdy nie możemy obniżać dziennej kaloryczności poniżej naszej podstawowej przemiany materii, a jeśli dodatkowo intensywnie trenujemy, musimy odpowiednio odżywić organizm, by mieć na to siłę. Na bardzo restrykcyjnej diecie oczywiście schudniemy, zwłaszcza na początku, ale po pierwsze w dużej mierze będzie to wynikiem utraty nawodnienia i tkanki mięśniowej. Po drugie po zakończeniu diety i powrocie do dawnych nawyków co jest raczej nieuniknione przy bardzo agresywnej redukcji, utracone kilogramy wrócą z nawiązką. Lepiej chudnąć wolniej i zachować zdrowie oraz dobre samopoczucie, a także nie wrócić nigdy do poprzedniego stanu. 6 posiłków dziennie Kolejny mit dotyczący odżywiania to zalecenie spożywania 5 czy nawet 6 posiłków dziennie. Pomijam już fakt, że przeciętnej pracującej osobie będzie niezmiernie trudno przygotować tak dużą liczbę wartościowych, zbilansowanych posiłków dziennie. Ważniejsze jest to, że przy takim podejściu nasz układ trawienny jest non stop bombardowany jedzeniem i nie ma ani chwili na odpoczynek. W rzeczywistości powinniśmy ograniczyć się do 3–4 posiłków w ciągu dnia rozdzielonych kilkugodzinnymi przerwami. Dajemy organizmowi czas na odpoczynek od nieustannego trawienia, minimalizujemy liczbę dziennych wyrzutów cukru/insuliny do krwi i oszczędzamy także czas. Teraz może ci się wydawać, że jeśli będziesz jadła tylko 3 razy dziennie, będziesz głodna. Nic bardziej mylnego – jeśli zastosujesz się do przedstawionych w tej książce wytycznych dietetycznych, gwarantuję, że nie będziesz czuła głodu i będziesz mieć sporo energii w ciągu dnia oraz doskonałą regenerację nocną!Tylko kardioInnym mitem jest przekonanie o tym, że w procesie odchudzania najlepsza jest aktywności typu kardio, czyli bieganie czy intensywne ćwiczenia fitness. Co prawda te aktywności pozwalają spalić bardzo dużo kalorii, ale po pierwsze nie są one odpowiednie dla osób ze znaczną nadwagą i bez kondycji, a po drugie ćwiczenia kardio pozwalają schudnąć w sensie redukcji wagi, ale zwykle kosztem cennej tkanki mięśniowej, i nie kształtują sylwetki. Dlatego właśnie w procesie redukcji tkanki tłuszczowej znacznie lepiej postawić na ćwiczenia siłowe połączone z treningami interwałowymi, które to spalają tłuszcz nawet do 24 godzin po treningu oraz wpływają na utrzymanie lub (zwłaszcza przy odpowiedniej podaży białka w diecie – materiał budulcowy dla mięśni) nawet rozwój tkanki mięśniowej. Ta ostatnia ważna jest z dwóch powodów. Po pierwsze mięśnie sprawiają, że nasze ciało jest jędrne, sprężyste, a skóra napięta – wyglądamy po prostu dużo lepiej – a po drugie mięśnie potrzebują bardzo dużo energii – rozbudowując je, zwiększamy nasze zapotrzebowanie energetyczne, co jest bardzo korzystne dla osób pragnących zredukować na odchudzanie brzucha Inny mit, z którym warto się rozprawić, to przekonanie, że możemy odchudzić konkretną partię ciała odpowiednimi ćwiczeniami. Niektórzy sądzą na przykład, że robiąc brzuszki, stracimy tłuszcz na brzuchu. Niestety to tak nie działa. Wykonując ćwiczenia na daną część ciała, wzmocnimy i wyrzeźbimy mięśnie, ale nie spalimy tkanki tłuszczowej. Słowem, robiąc brzuszki, wyhodujemy wymarzony sześciopak, ale nadal będzie on schowany pod warstwą tłuszczu. Najpierw więc musimy skupić się na systematycznej redukcji tkanki tłuszczowej, którą organizm będzie uwalniał z różnych miejsc. Tym procesem nie da się niestety sterować. W rzeczywistości najczęściej jest tak, że wiele kobiet najpierw traci tłuszcz w okolicy biustu i innych części ciała, a na koniec pozostaje oporna tkanka tłuszczowa na brzuchu, udach i pośladkach. Mit 30 minutBardzo
SOTI – Somatyczno-Oddechowa Terapia Integrująca, to proces świadomej pracy z ciałem, łączący w sobie dotyk, pracę z oddechem, hipnozę terapeutyczną, prowadzenie głosem oraz pracę z intencją. Niektórzy ludzie boją się hipnozy terapeutycznej. Wynika to z błędnych przekonań na temat hipnowy, inspirowanych trillerami. Podczas sesji ze mną będziesz w pełni świadoma i wszystko będzie się odbywało zgodnie z Twoją wolą. Więcej o hipnozie terapeutycznej możesz przeczytać z intencją (tematem)Zaczniemy od intencji, bo ona nadaje kierunek temu procesowi. Osoby, które poddają się tej świadomej pracy z ciałem trafiają z przeróżnymi tematami. Należą do nich energii,depresja,relacje,niskie poczucie wartości,różnego rodzaju blokady ograniczające funkcjonowanie w społeczeństwie,traumy,chęć uwolnienia się od potrzeby kontrolowania,zaburzenia psychosomatyczne,traumy rodowe,następstwa przemocy fizycznej, jak i wykorzystania sesji SOTIProces SOTI służy przywróceniu równowagi wewnętrznej, poprzez rozwiązanie wewnętrznych konfliktów i uzdrowienie duchowo-mentalno-emocjonalne, które korzystnie przekłada się na komfort somatyczny (cielesny).Wyrażenie niewyrażonegoOd intencji (tematu), jaki podejmiesz zależy jak przebiega SOTI – proces świadomej pracy z ciałem. Nie ma tutaj utartego schematu, bo każdy przychodzi z innym bagażem, inną historią… zapisaną w ciele. A w ciele zapisane jest wszystko, bo ciało nierozerwalnie powiązane jest z podświadomością i treściami nieświadomymi. Ciało opowiada naszą historię, czy tego chcemy czy nie. Dlatego uważny obserwator z doświadczeniem w pracy z ciałem WIDZI. Widzi to, co mówi ciało. To, co domaga się uwagi, a z czym do tej pory samodzielnie nie mieliśmy odwagi się zmierzyć, bo zbyt boli. W praktyce okazuje się, że w warunkach bezpiecznego wsparcia strach jest większy niż ból przez, który trzeba przejść. Natomiast ulga, wynikająca z przeżycia i wyrażenia tego, czego wcześniej nie można było przeżyć w pełni, przerasta poziom strachu. Życie nabiera innych barw, innej głosemProces przebiega powoli, spokojnie. Stwarzam takie warunki, abyś poddała się procesowi z lekkością i bez presji. Prowadzę Cię głosem, stosując indukcje hipnotyczne mające na celu nawiązanie relacji z Twoim ciałem oraz pogłębienie, poszerzenie Twojego wdechu, aby stopniowo wnikał w ciało co raz komunikuje się z Tobą poprzez język symboli i obrazów. W taki właśnie sposób prowadzę Cię głosem, by ten proces był niczym film wyświetlany na ekranie Twojego umysłu, z tą różnicą, że jesteś jego głównym bohaterem, reżyserem i scenarzystą. Ja tylko prowadzę Cię tam, gdzie wcześniej nie mogłaś jest bramą do duchowości, bramą do nieświadomości. Do wypartych treści, które omijamy szerokim łukiem. Głosem i dotykiem prowadzę Cię do nawiązania świadomej relacji z ciałem, a poprzez ciało do kontaktu z bogactwem nieświadomości i… obserwuję. Obserwuję, jak na to reagujesz, co mówi ciało. Czy jesteś w stanie oddychać, kontynuując szeroki i głęboki oddech, łącząc wdech z wydechem, a wydech z i oddechW SOTI – proces świadomej pracy z ciałem musimy zaangażować ciało. Wprowadzam dotyk do tych obszarów w ciele, gdzie jest potrzebny. Tam, gdzie przez mechanizmy kontrolujące w formie napięć nie dociera fala wdechu, gdzie nie dociera Twoja świadomość. Poprzez uważny dotyk zapraszam Twoją uwagę, by powędrowała tam, gdzie wcześniej nie mogła, bo było odcięcie. Zapraszam Cię do tego, aby wdech podążał za Twoją uwagą, by mogło płynąć szerokim strumieniem to, co wcześniej płynąć nie mogło. Zapraszam do udziału w tym procesie Twoje wewnętrzne dziecko, ze wszystkimi zranieniami, brakami, ale także stłumionymi potrzebami i pragnieniami, bez których często trudno jest obrać właściwy kierunek, dający poczucie i przekonanie, że „TO JEST TO”, co chcę robić. I wtedy dzieje się obciążeńUwalniasz to, co ja nazywam BALASTEM. Jest to balast mentalny (ograniczające przekonania, programy), emocjonalny (stłumione emocje, pragnienia, potrzeby), energetyczny i pokoleniowy (uwikłania w relacje w których tkwiliśmy, uwikłania rodowe). Jednym zdaniem – zapraszam Cię do tego, byś odpuściła. Abyś pozwoliła by ten balast zwyczajnie odkleił się od Twojego ciała, umysłu, wszystkich aspektów Twojego istnienia. Odbywa się to bez presji, że coś musisz. Presja stwarza napięcia, a to właśnie napięcia trzymają to wszystko ograniczając pójście na tylko z grubsza techniczny opis procesu świadomej pracy z ciałem, którego doświadczanie dla każdego jest inne, indywidualne. Prowadzenie głosem ma swoje ramy, potrzebne dla poczucia komfortu i bezpieczeństwa, choć w głębi także jest z sesji SOTIPoniżej feedback od Michała, który poddał się procesowi SOTI. Trafił z napięciem i bólem w obrębie barków i szyi oraz brakiem energii. Objawy pojawiły się kilka miesięcy wcześniej po zdiagnozowaniu najgorszego z możliwych nowotworów mózgu u starszego brata, w konsekwencji czego wziął na siebie odpowiedzialność za brata i jego rodzinę na siebie.„Krzysztof, a więc tak…O odczuciach po wczorajszym seansie mógłbym sporo napisać, ale postaram się streścić to w kilku zdaniach. Najważniejsze to, że od rana potrafiłem w końcu uśmiechnąć się patrząc w lustro, wziąć głęboki oddech, który był o dziwo lekki. W głowie mam spokój, czuję coś jakby ktoś w końcu odciął mi łańcuchy jakie mnie więziły. W pracy o dziwo przez 8 h siedząc przy biurku nogi trzymałem mocno osadzone na stopach :), co wcześniej było dla mnie jakąś nienaturalną pozycją. Wiele razy złapałem się na tym, że mój oddech jest coraz głębszy i ciało jakoś dziwnie odprężone…. Dzień dynamiczny był, ale skurczów w głowie tak jakby nie było :). Bardziej miałem je w pamięci niż je czułem tak jak wcześniej. Krótkie myśli o sytuacji z bratem tak jakby nie robiły większego wrażenia na mnie. Moim kodem jest: To ja mam największy wpływ na swoje życie i jakim prawem ta sytuacja ma podciąć mi skrzydła i zabić moje pragnienia ?Coś na zasadzie: Człowieku w końcu zacznij żyć po swojemu i zadbaj o swoje życie – Żona, Córka, druga córka w drodze… Daj im tak dużo, żeby nie musiały przeżywać kiedyś tego z czym Ty musiałeś się mierzyć. Kończę już bo mógłbym jeszcze tak pisać i pisać… Bardzo mi pomogłeś, otworzyłeś obszar, który mój umysł (nie Ja) zablokował i nie pozwalał czerpać z niego siły. Czuję, że coraz mocniej ściskam „lejce” i w końcu w tym rydwanie wszystko ma swoje właściwe miejsce :). (Wyjaśnienie rydwanu i lejcy znajdziesz tutaj). Na pewno jeszcze wrócę, bo coś czuję że jestem blisko rozwiązania pewnych spraw, ale potrzebuję na to jeszcze trochę czasu 🙂Wszystkiego dobrego dla Ciebie. Pozdrawiam,Michał”Krzysztof Kahe Mana
#6 161 Miałam w 27 tygodniu 29 afi wod płodowych. W 28 tygodniu już 32 afi. Norma to 25 afi w końcówce ciąży max. Dlatego szybka decyzja - ratujemy pani macicę i przyszłe ciąże. Wyję jak bóbr. Z jednej strony ulga - bo kręgosłup zdrowo napierniczał z bólu. Z drugiej strony - gdybym jej pozwoliła być dłużej w brzuchu - dłużej by żyła i mnie kopała ;((( O Boże... Bardzo mi przykro. Masz rację, nie decydując się na poród teraz, twoja córeczka żyła by chwilkę dłużej, w cichym i ciemnym brzuszku. A co jak pękłaby Ci macica? Nie wiadomo, czy by Cię uratowali. Uważam, że podjęłaś słuszną decyzję, choć serce krwawi. Nie było innego wyjścia. Przykro mi. reklama #6 162 @MonikaAria Nie ma słów którymi mogłabym Cię pocieszyć, a wyrazy współczucia, czy przykro mi są tak szalenie niewystarczajace... Wiem, że pęka Ci serce, ale pomysl,że miałaś okazję córeczkę pożegnać. Wiesz, że lekarze zrobili wszystko to, co było konieczne. Ze tak naprawdę nie było wyjścia, bo Arianka nie dałabybrady i Ty także dotrwać do terminu. To, co czujesz teraz jest jak najbardziej gniew, pustke. Pozwól sobie na przeżycie tych emocji, wyrzuć je z siebie. Takiego bolu jak Twój nie powinna przeżywać żadna mama, żaden tata. Nikt ... Tule Cię tyle mogę... #6 163 Dziewczyny, przysłali mi e-mail ze wyniki sa ale do odbioru z konsultacja genetyczna.(termin konsultacji wyślą jak ustalą) Czyli jest cos nie tak? Gdyby było dobrze nie byłoby konsultacji z genetykiem czy nawet jak wynik jest prawidłowy to konsultacja tez jest? Prosze o odpowiedz, juz sie denerwuje... #6 164 @MonikaAria tak trudno się czyta Twoją historię, łzy do oczu się cisną Nie piszę że współczuję - bo tego co czujesz nie da się puczuć nie wyobrażam sobie tego przeżyć. Wiem, że to nie pocieszy ale to co się stało było niezależne od Ciebie, a że było nieuniknione to może lepiej że najgorsze masz już za sobą. Wierzę że Twój mały Aniołek - Ariana na pewno jest gdzieś Tam... i czuwa nad Tobą. Życzę Ci dużo siły i myślami jestem z Tobą! #6 165 @MariAuri to chyba zależy od przychodni / ośrodka. Teraz kurde nie wiadomo na kiedy Ci termin wyznaczą... ja bym chyba nie wytrzymała i pojechała po te wyniki :/ bo jak przyjdzie Ci czekać jeszcze jakiś tydzień to zwariujesz... #6 166 Dziewczyny, przysłali mi e-mail ze wyniki sa ale do odbioru z konsultacja genetyczna.(termin konsultacji wyślą jak ustalą) Czyli jest cos nie tak? Gdyby było dobrze nie byłoby konsultacji z genetykiem czy nawet jak wynik jest prawidłowy to konsultacja tez jest? Prosze o odpowiedz, juz sie denerwuje... Ja miałam taką szybka konsultacje, wynik ale zostałam poinformowana, że amniopunkcja nie wykrywa wszystkich wad i nie oznacza, że moje dziecko nie ma żadnych wad genetycznych. Ale to trwało ledwo kilka minut. Jeśli chca Cię umówić to może aby porozmawiać szerzej na temat malej, ale tego niestety nie wiem. Dziewczynę która ze mną miała amnio, także umówili, w tym na rozmowę z psychologiem (zespół Edwardsa lub Patau wyszedł) ale umówili ja już po terminacje, więc tylko poszła, odebrała wynik (wcześniej miała FISHa) i uslyszala, że w zasadzie nie ma ryzyka powielenia wady w następnej ciąży. Ostatnia edycja: 9 Listopad 2018 #6 167 Dziewczyny u mnie niestety potwierdzili ZD... Na razie to do mnie nie dociera... USG miałam idealne. Tylko Pappa na coś wskazywała. Nie wiem co mam zrobić ze swoim ciałem, życiem... W poniedziałek wizyta u p. genetyka. Już podjęliśmy decyzję o terminach. Boże dlaczego mnie to spotkało. Mamy jedno dziecko. Już prawie 8 letnie. Potem baaardzo długo nie mogłam zajść w ciążę - ok 4 lata. Jak w końcu się udało wyszło puste jajo płodowe. I po 1,5 roku teraz ZD... Czym sobie na to zasłużyła. To jest nie sprawiedliwe... #6 169 Dziewczyny u mnie niestety potwierdzili ZD... Na razie to do mnie nie dociera... USG miałam idealne. Tylko Pappa na coś wskazywała. Nie wiem co mam zrobić ze swoim ciałem, życiem... W poniedziałek wizyta u p. genetyka. Już podjęliśmy decyzję o terminach. Boże dlaczego mnie to spotkało. Mamy jedno dziecko. Już prawie 8 letnie. Potem baaardzo długo nie mogłam zajść w ciążę - ok 4 lata. Jak w końcu się udało wyszło puste jajo płodowe. I po 1,5 roku teraz ZD... Czym sobie na to zasłużyła. To jest nie sprawiedliwe... Bardzo mi przykro... Jakie miałaś ryzyko? Jeśli USG jest prawidłowe to Twoje dziecko ma zdrowe serce, układ może to lekka forma ZD? reklama #6 170 @MonikaAria próbuje sobie wyobrazić przez co teraz przechodzisz, jest mi bardzo przykro. Wydaje mi się że byłyśmy tego samego dnia na amniopunkcji w bielanskim ( byłaś z partnerem i duża walizka. Jakoś Cie zapamiętałam wtedy i uważnie śledze Twoja historię. Moja jest trochę inna, aczkolwiek też nie ma szczęśliwego zakończenia... I usg genetyczne: złe przepływy w tęnicach macicznych, fala wsteczna na zastawce trójdzielnej, do tego biochemia zła. Wynik pappa ZD 1:4, ZE 1:186, ZP: 1:30. Amniopunkcja: kariotyp prawidłowy 46XY II usg polowkowe: nie stwierdzono nieprawidłowości w anatomii płodu,ale ze względu na nieprawidlowosci w I usg skierowano mnie na echo serca. Echo serca: 22tydz. stwierdzono poważna wadę serca płodu, ryzyko narastania niewydolności serca i zgonu wewnatrzmacicznego. W czasie badania ogólna kondycja dziecka zaskakująco dobra jak na tak poważna wadę. Kolejna kontrola serca zaplanowana na a w międzyczasie zalecenie zgłoszenia się do lekarza prowadzącego w celu sprawdzenia czy nie narasta obrzęk. 24tydz. obrzęk płodu i płyn w jamie otrzewnej, pilna konsultacja i echo serca, wynik: ciężka niewydolność krążenia, stan krytyczny. Wada letalna bez możliwości przeżycia. Do tego malowodzie 6afi. Jedyne zalecenie: wrócić do domu i czekać aż serduszko przestanie bić. Wtedy zaczną wywoływać porod. Ruchów nie czuję już od paru dni,ale serce jeszcze w środę biło. W poniedziałek jadę sprawdzić znowu...
Kasia to 19-latka, która w ostatnim czasie została werbalnie zaatakowana w sklepie przez dorosłego mężczyznę. Nieznajomy 40-latek wyzwał ją od „grubasek” i wypiął w jej kierunku pośladki, krytykując wygląd dziewczyny. Nastolatka opowiedziała o wszystkim w nagraniu na TikToku, które ma dziś ponad milion wyświetleń. „Sytuacja, która spotkała naszą bohaterkę, wychodzi daleko poza komentowanie wyglądu. Fat shaming jest tu jedynie tłem tego, co się stało” – podkreśla w rozmowie z Hello Zdrowie psycholożka Karla Orban. Kiedy rozmawiam z Kasią, mija kilka miesięcy od traumatycznego zdarzenia, o którym opowiedziała na swoim profilu na TikToku. Dziewczyna od lat zmaga się z otyłością, więc do świata, w którym gloryfikuje się rozmiar 0, nie pasuje. „Powiedział, że jestem gruba, pytał, czy 'jeszcze się nie nażarłam’ i że nie ma szacunku do takich osób jak ja” – relacjonuje na wideo nastolatka. Na tym agresja nieznajomego się nie skończyła. Po werbalnym ataku mężczyzna wypiął się, wskazując na swoje pośladki w geście pogardy. W trakcie rozmowy ze mną Kasia jest wesoła i spokojna, jednak w momencie nagrywania wideo była roztrzęsiona i ze łzami w oczach opowiadała o tym, co się stało. Jak mówi mi teraz, do szkoły tego dnia już nie dotarła. Ewa Wojciechowska: „Bądźcie mili dla innych i dla siebie, nie bodyshamingujcie, bo nie znacie drugiej osoby” – napisałaś na swoim profilu na TikToku pod wideo, na którym opowiadasz o sytuacji ze sklepu. Widać, że wciąż nie mogłaś się uspokoić. Katarzyna Czapraga: Nagrałam to wideo jakieś pół godziny po całym zdarzeniu i widać na nim całą paletę emocji, jakie mną targały. Byłam w szoku, nie wiedziałam do końca, o co chodzi i dlaczego to wszystko w ogóle się wydarzyło. Próbowałam zrozumieć motywację tego mężczyzny, ale do dzisiaj nie znam odpowiedzi. Bardzo mocno mnie to dotknęło i rozbiło cały dzień. Nie poszłam przez to do szkoły, bo ta sytuacja mnie przerosła. Ktoś zareagował w sklepie na zachowanie tego mężczyzny? Wszystko działo się przy kasie i kasjerka była zakłopotana, ponieważ wybuchłam płaczem. Widziała, że coś się dzieje, ale nie zareagowała. W sklepie było też kilka osób, więc ktoś z pewnością wszystko słyszał. Nikt jednak nie wyciągnął do mnie ręki, byłam zdana jedynie na siebie. A szkoda, bo chciałabym, żeby ktoś mnie wtedy wsparł. Ten mężczyzna również widział moją reakcję, ale odszedł niewzruszony. Bardzo mi przykro, że musiałaś przez to przejść. Na szczęście tego samego dnia miałam wizytę u mojej psychoterapeutki. Terapia od razu podniosła mnie na duchu, pozwoliła ochłonąć i spojrzeć na tę sytuację z innej perspektywy – z perspektywy mnie jako silniejszej osoby. Wiem z doświadczenia, że bycie niemiłą osobą jest taką formą skorupy i pełni funkcję ochronną. Nie lubię wspominać tego czasu w moim życiu, ale sama chowałam się za taką skorupą ukształtowaną z niemiłych uwag i dystansowania się od innych osób. To było moją tarczą, by nikt nie mógł mnie zranić lub zasiać ziarna nienawiści do samej siebie, co niestety nie spełniło swojej funkcji. Być może ten mężczyzna też przeżywa coś podobnego i w taki sposób próbuje się dowartościować. Na pewno jednak już mnie to nie obchodzi. Ułożyłam sobie w głowie całą tę sytuację i wiem, że jego słowa nie są częścią mnie. Nawet nie wiem, jak miał na imię. On też nie wie, jak ja mam. Dzisiaj jestem jedynie w szoku, że moje wideo wciąż jest wyświetlane. Katarzyna Czapraga / fot. archiwum prywatne I osiągnęło bardzo wysokie zasięgi! Zostało odtworzone milion razy, a pod nim masz ponad 121 tys. polubień i ponad 9 tysięcy komentarzy ze słowami wsparcia. Jak czujesz się z tym, że dotarłaś ze swoim przekazem do tylu osób? Nie spodziewałam się, że ten TikTok tak wybuchnie, ale to jest właśnie magia tej aplikacji. Otrzymałam też mnóstwo miłych wiadomości. Z jedną osobą nawet spotkałam się niedawno, bo zawiązała się między nami więź. Wiele osób pisało też do mnie, żebym pokazała swoją drogę do zdrowia, by być w tym razem, co zaowocowało większą liczbą publikowanych przeze mnie TikToków. Pokazuję, jak wygląda mój dzień i co jem. Co prawda z systematycznością u mnie teraz było trudno, ponieważ uczyłam się do matury, ale staram się poszerzać ten temat. Opublikowałam to wideo, ponieważ wiem, jak może pomóc innym. Wcześniej widziałam kilka filmików innych osób, które opowiadały za pomocą mediów społecznościowych o tym, jak doznawały body shamingu. Dawało mi to poczucie, że nie jestem sama z tym problemem, dlatego po wszystkim uznałam, że muszę podzielić się tym, przez co przeszłam. Kropla do kropli i może coś zacznie się zmieniać. Po moim wideo kilka osób podzieliło się ze mną podobnymi historiami. Pisały mi o tym, jak musiały stawić czoła wyzywaniu w szkole lub kiedy ktoś obcy rzucał im niemiłe uwagi dotyczące wyglądu. Często przydarzają ci się takie sytuacje, że ktoś cię obraża? Niestety cały czas walczę z fat shamingiem, a kiedy byłam młodsza, zdarzało się to notorycznie. Moi rówieśnicy potrafili być dla mnie bardzo niemili, co jest dość okrutne, ponieważ w tamtym czasie nie byłam otyła. Ostatnio patrzyłam na swoje zdjęcia z dzieciństwa i odkryłam, że nie różniłam się znacząco od moich rówieśników. Mam żal, że myślałam wtedy o sobie jak o okropnej i ohydnej osobie. Było to niestety spowodowane wieloma komentarzami pod moim adresem. Jeden chłopak potrafił obrażać mnie na placu zabaw nawet przy mojej mamie. Nazywał mnie „pasztetem”, „grubaską” itp. Ostatnio odnowiłam znajomość z kolegą, do którego przez wiele lat miałam uraz, ponieważ w szkole podstawowej zostałam przez niego obrażona ze względu na wygląd. Dzisiaj, po wielu latach, on w ogóle nie pamięta takiej sytuacji, a we mnie to gdzieś zostało. I to jest chyba najgorsze w tym wszystkim, że często oprawca rzuca słowami, których później nawet nie pamięta, a druga osoba po latach wciąż to przepracowuje. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jaką przykrość sprawiają takie słowa. Wachlarz powodów do krytykowania jest szeroki. Sama dostawałam również uwagi odnośnie do całego mojego ciała. Słyszałam, że mam przykładowo za małe usta albo nie takie brwi jak powinnam mieć. Te wszystkie przykre słowa były małymi ciosami, przez które coś, co w sobie lubiłam, stawało się moim kompleksem. Notorycznie też pod moimi filmami na TikToku dostaję porady à propos mojego sposobu odżywiania. Wierzę, że są osoby, które chcą dobrze, ale niektórzy pod płaszczykiem troski udzielają mi rad, nie słuchając tego, co mówię. Niektóre z tych osób na siłę próbują mnie uszczęśliwić – potocznie mówiąc – wciskając mi jakąś konkretną dietę czy sposób na magiczne schudnięcie. Nie zastanawiają się nawet nad tym, jak to wygląda z mojej perspektywy. Teraz jestem pod opieką dietetyka, ale wcześniej próbowałam kilku diet na własną rękę, żeby schudnąć. Niestety u osób z zaburzeniami odżywiania mogą one te zaburzenia pogłębić. I tak było u mnie. Nie myślałam wtedy o tym, by cieszyć się jedzeniem, czy o tym, że jestem na drodze do schudnięcia. Obsesyjnie liczyłam kalorie. Teraz niektórzy potrafią mi również wytknąć to, że nie powinnam jeść tego, co sobie przygotowałam. Co jest paradoksem, ponieważ korzystam z diety przygotowanej przez moją dietetyczkę. Z pewnością próbują cię „jedynie zmotywować”… Zawstydzanie i wyśmiewanie osób ze względu na ich wagę absolutnie nie działa na motywację. Takie zachowanie, jak rzucanie mimochodem komentarzy o czyimś wyglądzie, nie powinno być tolerowane. Otyłość nie jest wolnym wyborem człowieka i co innego, kiedy bliscy nam ludzie pytają co się dzieje i oferują konkretną pomoc, jak np. numer do specjalisty. Rzucenie jakiejś uwagi i stygmatyzację trudno nazwać motywacją. To komentarze wypowiadane jedynie po to, by ukłuć. I niestety rzeczywiście to boli. Widziałam, że zrobiłaś sobie specjalne pudełko pierwszej pomocy na mental break day? Zdradzisz, co do niego włożyłaś? Na pomysł stworzenia pudełka wpadłam, ponieważ widziałam podobne rzeczy w social mediach. Włożyłam do niego rzeczy, które pomagają mi poczuć się trochę lepiej, kiedy mam zły dzień. Znajdziemy w nim różaniec, ponieważ jestem osobą wierzącą. Jest też mały pluszak, który dostałam na urodziny od koleżanki, batonik, kolorowanka i kredki, ale nie tylko. Miałam w swoim życiu epizody depresyjne i obecnie jestem w trakcie terapii, więc wiem, jak w takim stanie trudno jest zrobić cokolwiek, nawet się umyć. W moim pudełku znalazły się więc też gumy do żucia i chusteczki nawilżające, żeby choć w najmniejszym stopniu zadbać o świeżość. I błyszczyk, bo kocham błyszczyki. Niestety to pudełko powstało dopiero po sytuacji z mężczyzną ze sklepu. W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję: Mama Estabiom Mama, Suplement diety, 20 kapsułek 28,39 zł Good Aging, Beauty WIMIN Zdrowy blask, 30 kaps. 59,00 zł Zdrowie umysłu Good Sleep from Plants 60 kaps. wegański 45,00 zł 90,00 zł Zdrowie umysłu Less Stress from Plants 60 kaps. wegański 60,00 zł 90,00 zł Zdrowie umysłu WIMIN Głębokie skupienie, 30 kaps. 79,00 zł Katarzyna Czapraga Otyłość nie jest wolnym wyborem człowieka i co innego, kiedy bliscy nam ludzie pytają, co się dzieje i oferują konkretną pomoc, jak np. numer do specjalisty. Rzucenie uwagi i stygmatyzację trudno nazwać motywacją. To komentarze wypowiadane jedynie po to, by ukłuć. I niestety rzeczywiście to boli Ten mężczyzna skrytykował cię, nie wiedząc nawet, jaka jesteś. A jaka jest prawdziwa Kasia? Jestem na pewno bardzo wrażliwą osobą. Kiedyś wydawało mi się, że to moja wada, jednak teraz coraz częściej myślę, że to jedna z moich wielu zalet. To, co w sobie lubię, to to, że jestem też bardzo empatyczna, choć często stawiam dobro innych ponad swoje. I przede wszystkim walczę, nie stoję w miejscu, ale staram się iść do przodu. I kocham kwiaty. Wcześniej nie miałam ręki do roślin, więc moim pierwszym kwiatkiem był kaktus. Postawiłam sobie za cel, żeby go oswoić, by wytrzymał ze mną jak najdłużej. Teraz mam więcej roślin i wszystkie mają imiona. Myślę sobie, że to piękna metafora twojej przemiany. Co poradziłabyś innym osobom, które znalazły się w podobnej sytuacji jak ta ze sklepu? Od kiedy zaczęłam chodzić na terapię, to każdemu ją polecam. Pomoc specjalisty bardzo zmienia życie, wzmacnia i pomaga spojrzeć szerzej na pewne sytuacje. Bardzo często mamy do czynienia z dyskryminacją, stygmatyzacją i brakiem szacunku. Otaczajmy się więc dobrymi ludźmi, od których będziemy mogli czerpać siłę. Polecam też każdemu znaleźć coś, co lubi robić, co uspokaja, bo w kryzysowych sytuacjach warto się tym zająć. Zaraz po sytuacji ze sklepu miałam napad, ponieważ choruję też na kompulsywne objadanie się. Jedzenie, które sobie kupiłam na ten dzień do szkoły, bardzo szybko zjadłam. Teraz w takiej sytuacji dałabym sobie chwilę na refleksję. Wyszłabym na spacer z moim psem albo wyciągnęła kolorowankę i malowała. Ważne też, by polubić się takim, jakim się jest. Sama jestem jeszcze na tej drodze. Myślę, że kiedyś to było takie dwadzieścia, teraz jest to osiemdziesiąt procent, ale zbliżam się do akceptowania siebie w stu procentach. I tych stu procent życzę wszystkim, którzy mają podobne doświadczenia jak ja. Zjawisko fat shamingu komentuje dla HelloZdrowie Karla Orban, psycholożka. Ewa Wojciechowska: Co siedzi w ludziach, że tak bardzo lubią krytykować czyjś wygląd? Karla Orban: Tak naprawdę ilu komentujących, tyle jest powodów. Najczęstszym z nich jest lęk, w tym, paradoksalnie, lęk przed oceną i odrzuceniem. Można na to popatrzeć w kontekście „obrony przez atak”: krytykowanie daje złudzenie siły, przewagi, a także pozwala rozładować napięcie i frustrację niezwiązaną z osobą atakowaną. Niektórzy racjonalizują swoje zachowanie – w szczególności jeśli mówimy o fat shamingu – troską o czyjeś zdrowie. Nie jest to jednak do końca prawda: stygmatyzacja i przemoc zdecydowanie częściej dotykają osób z nadwagą niż palących papierosy. Tym drugim w przestrzeni publicznej mało kto zwraca uwagę, że ryzykują zdrowiem. Sytuacja, która spotkała naszą bohaterkę, wychodzi jednak daleko poza komentowanie wyglądu. Fat shaming jest tu jedynie tłem tego, co się stało. Jeśli ktoś zostaje zaatakowany werbalnie czy fizycznie z powodu swojego wyglądu, przynależności kulturowej, koloru skóry – należy to nazwać wprost: aktem agresji, przemocą. Równocześnie przemoc jest bezpośrednim efektem stygmatyzacji, z jaką mamy do czynienia od lat. Otyłości przypisuje się różne cechy: brak kontroli, sprawczości, umiarkowania. Rozwijamy się jako społeczeństwo na tyle, by protestować, gdy uproszczenia i uogólnienia dotykają np. kobiet („słabsza płeć” itp.), a wciąż duże przyzwolenie ma etykietowanie z powodu wyglądu. To przyzwolenie jest zielonym światłem do coraz większej agresji. Zastanawia mnie to poczucie bezkarności. Osoba, która zachowuje się w taki sposób jak mężczyzna ze sklepu, powinna spodziewać się tego, że poniesie z tego powodu jakieś konsekwencje. Niestety istnieje bardzo niska reakcja społeczna na takie wydarzenia. Tworzymy mikroklimat przyjazny przemocy. I to zachęca do tego, żeby posuwać się dalej i dalej. Rośnie zobojętnienie, również na emocje okazywane w przestrzeni publicznej. „Nie wtrącamy się”, widząc płaczące dziecko, zagubioną osobę starszą, roztrzęsionego dorosłego. Coraz częściej przestajemy reagować na siebie nawzajem. Co musiałoby się zmienić, żeby takie zachowanie przestało być akceptowane? Jeżeli nie zmienimy klimatu społecznego, który mamy wokół ciała, bardzo trudno będzie nam oczekiwać, że takie akty agresji nie będą się powtarzać. Bezpieczeństwo nie powinno być przywilejem. Przeciwnikom ruchu ciałopozytywności, którego głównym postulatem jest akceptacja ciała takiego, jakim jest, trudno jest zrozumieć, że to właśnie akceptacja daje najlepszą bazę do wprowadzania długoterminowych zmian w stylu życia. Po pierwsze dlatego, że rosnąca presja na szczupłą sylwetkę udziela się coraz młodszym dzieciom, prowadząc do spirali restrykcyjnych diet i efektu jojo, a w konsekwencji rozregulowania metabolizmu i coraz większego odsetka osób z nadwagą i otyłością. Po drugie, osoba, która chce zgubić zbędne kilogramy, osiągnie trwalszy efekt, gdy będzie odczuwała mniej stresu (co przekłada się bezpośrednio na gospodarkę hormonalną organizmu) i więcej poczucia kompetencji oraz sprawczości, gdy postrzega swoje ciało jako zdolne do działania i wystarczająco dobre. Wzrasta wówczas prawdopodobieństwo, że zgłosi się po pomoc do lekarza, dietetyka, trenera; pójdzie na basen czy siłownię. Obecnie to właśnie obawa przed oceną i wstyd są najsilniejszymi barierami w dostępie do opieki zdrowotnej czy obiektów sportowych. Karla Orban, psycholożka Mikroagresja, której doświadczamy w postaci wielu różnych komentarzy, ataków od osób wirtualnych, może być równie traumatyczna i wywołująca podobne efekty jak atak bezpośredni Co by pani poradziła osobom, które doświadczają podobnych sytuacji jak Kasia? Gdy zostaje naruszona przestrzeń osobista i zagrożone jest nasze bezpieczeństwo, nie obawiajmy się stanowczej reakcji, w tym również wezwania policji. Sytuacja przemocowa może eskalować bardzo szybko, zagrażając bezpieczeństwu. Kiedy stajemy się obiektem przemocy, bardzo trudno jest się bronić. Często przechodzimy w stan zamrożenia, fizycznego i emocjonalnego znieruchomienia, w którym reagowanie wydaje się niemożliwe. Czujemy, że nie możemy nic powiedzieć, nic zrobić. Ten brak reakcji, o który często oskarża się osoby dotknięte przemocą, jest po prostu fizjologiczną reakcją organizmu. Prośmy o pomoc świadków zdarzenia, najlepiej zwracając się do nich bezpośrednio (Czy pan w niebieskiej koszuli mógłby stanąć obok mnie, boję się o swoje bezpieczeństwo?; Proszę panią w białej sukience o wezwanie ochrony/policji). Agresja eskaluje, nie możemy zatem akceptować żadnej z jej form. Niemniej ważne jest to, co zrobimy dla siebie już po tej sytuacji. Pozwólmy sobie na odreagowanie: płacz, rozmowę z kimś bliskim, szukanie wspólnoty. Jeśli czujemy, że nie chcemy zostać sami, idźmy za tą potrzebą, dzwoniąc do przyjaciela czy rodziny. Nie obawiajmy się sięgania po pomoc specjalistyczną, psychologiczną i psychoterapeutyczną. Przemoc jest zjawiskiem, które może wyzwalać w nas traumę. Nikt nie musi cierpieć w samotności. To tyczy się również przestrzeni internetowej? Dziś internet jest miejscem, w którym zjawisko fat shamingu jest najbardziej rozpowszechnione. Mikroagresja, której doświadczamy w postaci wielu różnych komentarzy, ataków od osób wirtualnych, może być równie traumatyczna i wywołująca podobne efekty jak atak bezpośredni. Nie możemy różnicować i mówić, że przemoc wirtualna jest w jakiś sposób mniej szkodliwa, zwłaszcza że toruje drogę atakom w świecie offline. Po drugiej stronie komputera znajduje się w końcu prawdziwa osoba, a jej emocje są jak najbardziej rzeczywiste. Karla Orban — psycholożka, certyfikowana specjalistka perinatalnego zdrowia psychicznego (PMH-C). Szkoli się w czteroletniej szkole psychoterapii systemowej. Od ponad dekady wspiera dzieci, rodziców i nauczycieli. Autorka książki „Żłobek, babcia, niania czy ja sama?”, w której z empatią przygląda się różnym formom opieki nad dziećmi, adaptacji oraz budowania relacji z opiekunami własnych maluchów. Absolwentka szkolenia Rodzicielstwo Bliskości dla Profesjonalistów I i II stopnia, koordynatorka Postpartum Support International na Polskę. Czerpie z teorii więzi, Terapii Akceptacji i Zaangażowania oraz Porozumienia Bez Przemocy Zobacz także
przez 6 godzin pozwoliła robić wszystko ze swoim ciałem